Uczeń księdza Ziei - wspomnienie o Władysławie Bartoszewskim

Zapominając o złu i nienawiści, wyciągnął rękę do katów, którzy zniszczyli jego ukochane miasto, i do ich potomków.

Aktualizacja: 26.04.2015 22:15 Publikacja: 26.04.2015 20:55

Władysław Bartoszewski

Władysław Bartoszewski

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

michał Łuczewski

Życie Władysława Bartoszewskiego trwało znacznie dłużej niż rządy Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli chcemy zrozumieć jego fascynującą i skomplikowaną drogę życiową, należy patrzeć nie na jej koniec, lecz na początek.

Losowi każdego człowieka kształt nadaje określony wybór. W efekcie tworzy on „środowisko naturalne", w którym się poruszamy. Pozostaje podstawowym punktem odniesienia. Nasze późniejsze wybory mogą go osłabiać bądź wzmacniać, mogą go też przekreślić.

Rewolucja moralna

Po powrocie z Auschwitz Władysław Bartoszewski był zagubiony; nie potrafił odnaleźć się w poobozowej rzeczywistości. I wtedy ks. Jan Zieja pomógł mu dokonać wyboru. „Poznałem go w 1942 roku – wspominał. – Poznałem? Opatrzność to sprawiła. [...] Mówiono o nim: stary ksiądz Zieja. Miał wtedy czterdzieści pięć lat. Starym księdzem Zieją był przez następne sześć dekad. Zawsze tym samym. Dla mnie kapłanem, który wniósł światło do życia dwudziestoletniego Władysława Bartoszewskiego. [...] »Masz pomagać każdemu, kto stanie na twojej drodze...«. Zabrzmiało to jak podrywający do działania rozkaz". Bartoszewski wyspowiadał się i rozpoczął nowe życie.

Ks. Jan Zieja był dla Bartoszewskiego tym, kim dla Zofii Kossak-Szczuckiej: „Drabiną, po której wspinaliśmy się ku Bogu, kubkiem podającym do ust wodę żywota. Letnich przeobrażał w gorących, gorących w płomiennych". Bartoszewski wybudził się z odrętwienia i z całym oddaniem zaangażował się u boku Kossak-Szczuckiej w pomoc Żydom, zwłaszcza żydowskim dzieciom. Podobnie jak Jan Karski, „po prostu kochał ją i podziwiał". Co w niej go pociągało? Połączenie radykalizmu moralnego z metodą małych kroków. W środku wojennego koszmaru autorka „Bez oręża" nawoływała do „odrodzenia chrześcijaństwa, rewolucji moralnej, przewrotu głębokiego, zasadniczego, podobnego temu, jaki miał miejsce przed dziewiętnastu wiekami". Po prostu: chciała powrotu do Chrystusa. Ale jednocześnie odżegnywała się od wielkich reform i porywających utopii: „Nie ma rzeczy tak małej – pisała – aby nabierając charakteru służby Bożej, nie była zdolna dokonać wielkiego dzieła".

Te same intuicje Bartoszewski odnajdywał u ks. Jan Ziei, np. w opowieści o Staśku i Jaśku. „Mówi Stasiek: »Źle jest na świecie«. A na to Janek: »Wiesz co, Stasiek, poprawmy się oba, a będzie lepiej«". W spotkaniu Staśka i Janka nie ma nic błahego. Od ich wyboru, który każe najpierw nawracać siebie, a dopiero potem innych, rozpoczyna się Królestwo Boże. „Powiedział Chrystus, że Królestwo Boże nie przyjdzie z nagła, ani ze wschodu, ani z zachodu. Królestwo Boże jest w was, w waszych sumieniach – mówił ks. Jan Zieja – i ono nie przyjdzie z nagła, ale powoli. Przez długie wieki będzie się kształtowało, przygotowywało, aż kiedyś dojrzeje". Wtedy nastanie wreszcie świat, „w którym dzień dobry będzie naprawdę: dzień dobry, a brat – to naprawdę brat, a człowiek – to naprawdę człowiek".

Czy budowanie takiego Królestwa – Królestwa na miarę ludzkiego sumienia – nie było tym, od czego rozpoczęło się życie Bartoszewskiego? Czy nie po to – od pierwszych swoich wystąpień w „Prawdzie Młodych" – wzywał Polaków do rozwinięcia „poczucia obowiązku wobec Boga, człowieka i Ojczyzny"? Czy nie na tym polegała jego służba „wielkiej sprawie katolicyzmu w Polsce"? Żeby zbudować Królestwo, trzeba przezwyciężyć „szatańską potęgę zła".

Na nienawiść nie odpowiada się nienawiścią, ale – tak jak ks. Zieja – miłością: „Zdawało nam się i ciągle nam się zdaje, że jeszcze ten raz zła trzeba użyć, żeby było dobro". Tymczasem „gdzie jest zło, tam trzeba mu przeciwstawić najczystsze dobro". Takimi ideami oddychał młody Bartoszewski.

Radykalne ideały

W tej perspektywie należy patrzeć na całą jego późniejszą działalność publiczną i naukową. W grubych księgach i małych gestach realizował radykalne ideały. W książce „1859 dni Warszawy" wykonał benedyktyńską pracę, żeby ocalić od zapomnienia niewinne cierpienie miasta i jego niewinne ofiary. Podobną pracę wykonał, upamiętniając ofiary rozstrzeliwań w Palmirach. Nie poprzestał jednak na upamiętnianiu poległych, lecz poszedł dalej. Zapominając o złu i nienawiści, wyciągnął rękę do katów, którzy zniszczyli jego ukochane miasto, zamordowali jego przyjaciół, zlikwidowali elity przedwojennej Polski, i do potomków katów. Bez pierwszego wyboru po stronie dobra, który podjął razem z ks. Zieją i Zofią Kossak-Szczucką, nie sposób zrozumieć jego uporu w dokumentowaniu przeszłości i determinacji, z jaką podszedł do polsko-niemieckiego pojednania.

W wezwaniu Bartoszewskiego do służenia „Bogu, człowiekowi i Ojczyźnie" pobrzmiewają słowa ks. Ziei, który w swoim popularnym „Katechizmie życia chrześcijańskiego" zdefiniował trzy podstawowe tożsamości: „Jestem człowiekiem, jestem Polakiem, jestem chrześcijaninem". Na ostatniej stronie „Katechizmu" czytamy: „Kto by miał przy czytaniu [...] jakąś trudność w zrozumieniu czy też w przyjęciu nauki chrześcijańskiej, a chciałby prawdę Bożą poznać i według niej żyć – niech opisze swoje trudności i nadeśle pod adresem: [...] KS. JAN ZIEJA, Warszawa, ul. Wolska 140a, przy kościele św. Wawrzyńca, podając swój adres i załączając dwa znaczki na odpowiedź, a po jakimś czasie otrzyma rady i wyjaśnienia, jakie człowiek człowiekowi dać może".

Jestem pewien, że przez całe życie na ten adres pisał Władysław Bartoszewski. Teraz może zdać sprawę ks. Ziei, jak rozumiał wszystkie rady i wyjaśnienia.

Autor jest socjologiem, publicystą, dyrektorem programowym Centrum Myśli Jana Pawła II

michał Łuczewski

Życie Władysława Bartoszewskiego trwało znacznie dłużej niż rządy Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli chcemy zrozumieć jego fascynującą i skomplikowaną drogę życiową, należy patrzeć nie na jej koniec, lecz na początek.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!