Od czwartku nie będzie można składać już skarg nadzwyczajnych od wyroków wydanych w latach 1997-2018? Czy rzeczywiście warto rezygnować z tej możliwości?
To pytanie powinno być kierowane do polityków, to oni uchwalali przepis pozwalający na zaskarżanie tych wyroków i to oni następnie przedłużyli - zgodnie, mimo ostrości istniejących podziałów politycznych - ten okres. Natomiast rozwiązanie takie jest niewątpliwie wyjątkiem od reguły, dlatego jego ograniczenie w czasie jest potrzebne dla stabilności systemu. Sprawy takie stanowiły ok. 23 proc. wszystkich skarg nadzwyczajnych, jest to zatem grupa zauważalna choć nie dominująca.
Pomysłodawcy wprowadzenia skargi nadzwyczajnej przekonywali, że pomoże ona w uzdrowieniu polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Chodziło raczej o zapełnienie luki w możliwości kontroli konstytucyjności orzeczeń sądowych. W 1997 r. Konstytucja wprowadziła instytucję skargi konstytucyjnej, na podstawie której do TK można było zaskarżyć niekonstytucyjność przepisu, na podstawie którego sąd wydał wyrok. Nie można jednak skargą konstytucyjną zaskarżyć samego wyroku, który narusza Konstytucję, ale wydany jest na podstawie zgodnego z nią przepisu. Zwracano na to uwagę zarówno w doktrynie, jak i w uchwałach TK i skarga nadzwyczajna miała tę właśnie lukę zapełnić. Ponieważ kontrola nadzwyczajna dotyczy kontroli orzeczeń, a nie norm prawnych, prowadzona jest ona nie w TK ale w SN.
Czy według Pana instrument ten wypełnia to zadanie?