Konkretnie chodzi o to, że w samolotach irlandzkiego przewoźnika nie są one w stanie dopiąć pasów bezpieczeństwa i brakuje im zazwyczaj kilku dobrych centymetrów.
— Nie biorą pod uwagę faktu, że średni rozmiar ubrań, jaki obecnie noszą Brytyjki, to już nie 12 czy 14, ale 16, czyli europejskie 48. Kiedy leciałam z Glasgow do Cork, pas cały czas mnie dusił. Rozciągnęłam go maksymalnie, ale i tak o dobre kilka centymetrów był za krótki i mocno wpijał mi się w ciało. Gdyby pas był nawet odrobinę krótszy, musiałabym prosić załogę o przedłużacz. No dobrze, nie mam złudzeń, rzeczywiście jestem „większą kobietą”, ale gdyby na moim miejscu usiadł ktoś jeszcze większy, to miałby duży problem. Cała sytuacja była dla mnie bardzo frustrująca — napisała blogerka Katie Higgins, która określa siebie jako „pełną 16”. W ciągu kilku minut po oblikowaniu postu na Facebooku dostała ponad 400 lajków.
Takie przedłużacze są zawsze dostępne na pokładzie i stewardesy bez pytania przynoszą je np. rodzicom podróżującym z bardzo małymi dziećmi, które przez cały rejs siedzą im na kolanach. Standardowy pas jest wówczas niewystarczający, bo musi wystarczyć do zabezpieczenia osoby dorosłej i dziecka.
Czytaj więcej
Tureckie linie lotnicze Corendon Airlines oferują na trasie Amsterdam - Curacao rejsy bez małych dzieci na pokładzie. Jedna z kabin jest przeznaczona dla osób w wieku 16+.
Wpis Katie Higgins rozpętał dyskusję w mediach społecznościowych. Odezwało się wiele innych kobiet, które przyznały, że w podróż samolotem Ryanaira, ale także i innymi liniami, zabierają ze sobą własne przedłużacze. Dlaczego nie proszą o nie na pokładzie? To proste: bo się wstydzą.