Węższy krąg obcował z „Dziadami” wcześniej, gdy w Dreźnie w marcu 1832 r. Mickiewicz porzucił przekład „Giaura” Byrona i „przeszedł do kompozycji własnych”. Dwa lata później pisał: „Z »Dziadów« chcę uczynić jedyne dzieło moje warte czytania”.
Poeta kompozytor
Są czytane, ekranizowane, wystawiane, chociaż tak jak cały romantyzm były już odsyłane do lamusa m.in. przez profesor Marię Janion, co miało być konsekwencją zmian ustrojowych po 1989 r. Choćby katastrofa smoleńska pokazała, że martyrologicznie traktowany romantyzm oraz „Dziady” bywają pierwszym wyborem Polaków w sposobie przeżywania narodowej traumy lub mitologizowania współczesności przez pryzmat historii opisanej w literaturze. Bo przecież „Dziady” nie są dziełem historycznym – tylko poetyckim, religijnym, metafizycznym.
Mickiewicz pisał „Dziady” przez całe życie: na Krymie, w podparyskim Sèvres, Paryżu i w Lozannie
Tylko tak je traktując, możemy tolerować fakt, że Mickiewicz wyolbrzymił i ujednoznacznił wileńskie wydarzenia związane z procesami studentów – pomijając polskie donosy na rodaków do Nowosilcowa. Siebie zaś wybielił z zarzutów, że zamiast walczyć w powstaniu listopadowym – romansuje w wielkopolskim Śmiełowie z mężatkami (kochanką była m.in. dozgonna sponsorka Konstancja Łubieńska, pierwowzór Telimeny z „Pana Tadeusza”), ale i z niepełnoletnimi. Może to miał na myśli, gdy w 1843 r. pisał mało pochlebnie o III części dramatu: „Późno (…) wyrzygnąłem dumę i zepsucie nazbierane przez dziesięć lat”.
Jak uczy roczna już historia burzy wokół „Dziadów” Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Słowackiego, nawiązujących m. in. do Strajku Kobiet, którą politycy Zjednoczonej Prawicy haniebnie uznali za „dziadostwo” – odczytanie utworu nie raz nas zaskoczy. Wybitny znawca romantyzmu Jarosław Marek Rymkiewicz nie będzie miał raczej szans cieszyć się zza grobu realizacją postulatu „zmniejszenia ilości interpretacji, a nawet ich zaniechania”, z arcymistrzowskiego eseju „Tajemnice »Dziadów«” z tomu „Głowa owinięta koszulą” (Wydawnictwo Sic!, 2012).