Co z „Dziadami" Dejmka i Holoubka zrobił towarzysz Gomułka – wiedzą chyba wszyscy. Ktoś taki jak on „Dziady" w Teatrze im. Słowackiego pewnie też zdjąłby z afisza. A jeszcze niedawno po inscenizacji Eimuntasa Nekrošiusa w Teatrze Narodowym, który podszedł do dzieła Mickiewicza z dystansem, pokazując jak wieszcz uwięził nas w martyrologicznych i romantycznych stereotypach – wydawać by się mogło, że arcydramat pójdzie do lamusa.
Mylnie prorokowała to już wcześniej profesor Maria Janion. Po katastrofie smoleńskiej „Dziady" najpierw stały się gotowym wzorcem politycznej żałoby „ludu smoleńskiego", rok temu zaś przechwycił je dla siebie Strajk Kobiet. Nomen omen na żoliborskiej ulicy Mickiewicza, blisko więc willi prezesa PiS – pokazując go jako złego pana.
Kobiety w więzieniu
Maja Kleczewska, reżyserka z naszej czołówki, do tej pory mówiła językiem Jelinek. Z tej feministycznej, antyprzemocowej perspektywy spojrzała na Mickiewicza. Ze scenografką Katarzyną Borkowską spektakularnie ogołociła z krzeseł parter Teatru im. Słowackiego. Na scenie, gdzie Stanisław Wyspiański 120 lat temu zobaczył swój „teatr ogromny", najpierw jako pierwszy wystawił właśnie „Dziady", potem „Wyzwolenie" – pokazała Polskę, która może stać się więzieniem obecnej władzy. Jeśli dalej marszałek Ryszard Terlecki z pychą senatora Nowosilcowa będzie porównywał symbol Strajku Kobiet do nazistowskiego, a próbującą z nią rozmawiać kobietę nazywał „kretynką".
Czytaj więcej
"Odradzam organizację wyjść szkolnych na spektakl "Dziady" w Teatrze J. Słowackiego" - pisze mało...
Co by powiedział o Kleczewskiej, która oddała rolę Konrada rewelacyjnej Dominice Bednarczyk, przemawiającej w imieniu Polek i Polaków, a to odziera postać z romantycznej i męskiej megalomani, uwiarygadnia cierpienie.