Nie był byle kim

„Nie dorosłem. Piosenki Stanisława Staszewskiego”, reż. Jacek Bończyk, Teatr Syrena, ul. Litewska 3, bilety: 60 zł, rezerwacje: tel. 22 696 17 53, premiera: czwartek (28.04) – piątek (29.04), godz. 19.

Publikacja: 25.04.2011 10:07

Arturowi Andrusowi reżyser powierzył rolę tajemniczą i zaskakującą

Arturowi Andrusowi reżyser powierzył rolę tajemniczą i zaskakującą

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

„A gdy będę umierał / To nie przyjdzie generał / Ziewnie z cicha dyrektor / Bo umiera byle kto". Nie miał racji Stanisław Staszewski, pisząc krótko przed śmiercią tę piosenkę. Jednym słowem co prawda trudno go określić, ale „byle kim" z pewnością nie był.

Uczestnik powstania warszawskiego, więzień obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Po wojnie architekt – również miejski w Płocku. W końcu emigrant szukający wolności we Francji. Człowiek marzący o miłości, niewierzący jednocześnie, że może mu się ona przydarzyć. A przede wszystkim bard, w którego tekstach spod pozornej śmieszności wyziera głęboka, zaprawiona gorzką ironią refleksja nad rzeczywistością, czasami, ludźmi.

Dziewiętnaście męskich piosenek Staszewskiego prezentuje w swoim spektaklu Jacek Bończyk. Do współpracy zaprosił grupę w składzie: Paweł Stankiewicz, Fabian Włodarek, Robert Siwak i Kornel Jasiński. Muzycy ciekawie zaaranżowali proste, lecz mające swoisty wdzięk melodie Staszewskiego.

Wyśpiewają je – poza zespołem Teatru Syrena – Mirosław Baka i Piotr Szwedes. A także – zaangażowani do ról nieco tajemniczych i zaskakujących – Krystyna Tkacz i Artur Andrus.

Dzięki choreografii Ingi Pilchowskiej przekonamy się, że piosenki Staszewskiego nie tylko za sprawą tekstów cieszyły się popularnością na hucznych imprezach. A dzięki scenografii Grzegorza Policińskiego i kostiumom Anny Sekuły łatwiej nam będzie odnaleźć się w estetyce lat 50. i 60. XX wieku.

„Na cmentarzu pod murem / Słońce zajdzie za chmurę / Drobny deszczyk pokropi / Pamięć moją zatopi". I tu też Staszewski był w błędzie. Wielu go nie zapomniało. A po „Nie dorosłem" inni sobie przypomną.

„A gdy będę umierał / To nie przyjdzie generał / Ziewnie z cicha dyrektor / Bo umiera byle kto". Nie miał racji Stanisław Staszewski, pisząc krótko przed śmiercią tę piosenkę. Jednym słowem co prawda trudno go określić, ale „byle kim" z pewnością nie był.

Uczestnik powstania warszawskiego, więzień obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Po wojnie architekt – również miejski w Płocku. W końcu emigrant szukający wolności we Francji. Człowiek marzący o miłości, niewierzący jednocześnie, że może mu się ona przydarzyć. A przede wszystkim bard, w którego tekstach spod pozornej śmieszności wyziera głęboka, zaprawiona gorzką ironią refleksja nad rzeczywistością, czasami, ludźmi.

Teatr
Michał Merczyński dyrektorem Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego
Teatr
Jacek Jabrzyk wygrał konkurs na dyrektora Teatru im. Żeromskiego w Kielcach
Teatr
Musicalowe rekolekcje, czyli Szatan w roli Chrystusa
Teatr
Głosowanie widzów i święto na „Hamlecie” Englerta. Laureaci łódzkiego festiwalu
Teatr
Jan Englert pokazał, jak wyrzucono go na śmietnik. Putin wchodzi do gry