Korespondencja z Nowego Jorku
Nowy rok rozpoczął się dla Ameryki wzrostem napięcia w stosunkach z dwoma państwami, które podważają amerykańskie wpływy na świecie – z Koreą Północną, a przede wszystkim z Iranem. – Kryzys w stosunkach z Teheranem wynika z tego, że Trump odrzucił dyplomatyczne środki, a z Koreą Północną, bo za duże nadzieje pokładał w dyplomacji – stwierdził Richard Haass, prezes wpływowego think tanku – Rady ds. Stosunków Międzynarodowych.
Minęło półtora roku od pierwszego historycznego spotkania z Kim Dzong Unem, którym Trump złamał kilkudziesięcioletnią tradycję trzymania reżimu północnokoreańskiego na dystans. Zakładał, że swoją osobowością i niesprecyzowanymi obietnicami rozwoju gospodarczego zdoła okiełznać atomowe aspiracje Pjongjangu. – Do spotkań z Kim Dzong Unem doszło, ale one do niczego nie doprowadziły – zauważył w wywiadzie dla „Washington Post” Evens Revere, były ekspert ds. Azji w Departamencie Stanu. Stosunki na linii Waszyngton–Pjongjang wróciły do punktu wyjścia i pod koniec ubiegłego roku Kim Dzong Un znowu straszył pociskami długiego zasięgu.
Dowiedz się więcej: Kim Dzong Un nie daje świątecznych prezentów Amerykanom
Jeszcze gorzej rok się zaczął na linii z Iranem. Po zabiciu gen. Kasema Sulejmaniego stosunki między państwami wkroczyły na ścieżkę wojenną. Teheran zapowiedział „ostry odwet” i wycofanie się z porozumienia, które ogranicza jego program nuklearny. Donald Trump zarządził wysłanie dodatkowych 3,5 tys. żołnierzy amerykańskich na Bliski Wschód, natomiast media niechętne prezydentowi skrytykowały jego poczynania z Iranem jako „nieprzemyślane” i „nieodpowiedzialne”.