Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko spotkał się we wtorek z szefem Rosnieftu Igorem Sieczinem. Dobrze poinformowany redaktor naczelny rosyjskiego radia Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow jeszcze przed jego wylotem stwierdził, że Sieczin jedzie do białoruskiej stolicy na osobiste polecenie Władimira Putina. Miał zawieźć mu propozycję Kremla odnośnie do uregulowania trwającego od ponad roku konfliktu wokół dostaw ropy naftowej.
Spotkanie odbyło się za zamkniętymi drzwiami, szczegółów brak.
We wtorek wieczorem rządowa agencja BiełTA nagle poinformowała, że białoruski koncern naftowy Biełnieftiechim „kontynuuje rozmowy z Polską odnośnie do organizacji rewersowych dostaw ropy naftowej poprzez rurociąg Drużba (Przyjaźń) z terytorium Polski na Białoruś.
Przeczytaj też: Państwa bałtyckie na rosyjskim celowniku
Z ustaleń „Rzeczpospolitej” wynika, że rozmowy białorusko-polskie w sprawie dostaw ropy nie ruszyły z miejsca od stycznia, gdy PERN (operator polskich ropociągów) informował, że infrastruktura rurociągu Przyjaźń „uniemożliwia przesył ropy naftowej z bazy zbiornikowej w Adamowie w kierunku wschodnim przy zachowaniu ciągłości dostaw dla obecnych klientów PERN”. Strona białoruska, jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, wciąż nie zdecydowała się na zakup np. amerykańskiej ropy naftowej (odpowiednią ofertę złożył niedawno w Mińsku sekretarz stanu USA Mike Pompeo), która mogłaby przepłynąć do naftoportu w Gdańsku. Poza tym uruchomienie rewersowych dostaw przez Przyjaźń na Białoruś wymagałoby prawdopodobnie budowy nowej nitki ropociągu. To kosztowne przedsięwzięcie i nic nie wskazuje na to, by Mińsk chciał się w to zaangażować. Po co więc rządowa białoruska agencja informuje o „rozmowach z Polską”, z których dotychczas nic nie wynikło?