W Brukseli nie ma obaw, że weto którejś ze stolic wysadzi w powietrze fundusz, nad którym prace trwają już ponad rok (jego ideę wysunął wiosną 2020 roku premier Hiszpanii Pedro Sánchez). Ale zniecierpliwienie rośnie. Tym bardziej że Ameryka, gdzie uruchomiono bezprecedensowe środki publiczne, rozwija się teraz w najszybszym tempie od 1984 r. i już właściwie odzyskała poziom gospodarki sprzed pandemii.
– Naszym celem pozostaje zakończenie procesu ratyfikacji decyzji o zasobach własnych UE do końca czerwca – mówi „Rzeczpospolitej” jeden z rzeczników Komisji Europejskiej. W takim przypadku Bruksela mogłaby zaciągnąć na rynkach finansowych pożyczki na poczet funduszu w lipcu, a środki zacząć wypłacać krajom członkowskim późnym latem lub wczesną jesienią. Ale to pod warunkiem mobilizacji w siedmiu ostatnich stolicach krajów Unii.
Na Węgrzech wciąż nie ustalono jednak, kiedy ratyfikacją funduszu zajmie się parlament. – To właściwie osobista decyzja Viktora Orbána – mówią „Rzeczpospolitej” źródła w Budapeszcie.
Takiej daty nie podano też w Wiedniu, choć fundusz rząd zatwierdził już pod koniec kwietnia. W Holandii zwłoka w ratyfikacji jest spowodowana trudnym procesem tworzenia po wyborach nowej koalicji przez premiera Marka Rutte.
Estonia zaliczyła z kolei opóźnienie, bo wraz z Litwą i Łotwą (które już zakończyły ratyfikację) chciała uzyskać gwarancje, że fundusz posłuży do sfinansowania superszybkiej kolei Rail Baltica. W Rumunii powód zwłoki jest inny: rząd ma za sobą kryzys koalicyjny spowodowany trudnościami w walce z pandemią. Władze w Dublinie od miesięcy są natomiast zaprzątnięte rosnącym napięciem w Irlandii Północnej z powodu brexitu.