Na dzień przed wyborami Barack Obama stanął przed wielkim tłumem na wiecu w Karolinie Północnej i zaczął mówić o zmarłej parę godzin wcześniej babci, która wychowywała go i której nie udało się dożyć najważniejszego dnia w życiu jej ukochanego wnuka. Po policzkach zwykle opanowanego, wręcz chłodnego senatora z Illinois spływały dwie wielkie łzy.
Takich niezwykłych, poruszających momentów było w tej długiej kampanii co niemiara.
Od samego początku, gdy pod koniec 2006 roku zaczęli wyłaniać się aktorzy tego dramatu, wiadomo było, iż będą to wybory “pierwszych razów”. Czy nominację zdobędzie pierwsza w historii kobieta Hillary Clinton, czy też pierwszy w historii czarny polityk Barack Obama? Pierwszy w historii kandydat pochodzenia latynoskiego (Bill Richardson), pierwszy pochodzenia włoskiego (Rudy Giuliani), a może pierwszy wyznania mormońskiego (Mitt Romney)? A jeśli nie któryś z “pierwszorazowców”, to może najstarszy w historii kandydat John McCain?
[srodtytul]Dwie wojny w tle[/srodtytul]
Nawet kandydaci drugoplanowi zasługiwali na uwagę. Demokrata John Edwards przez półtorej doby non stop jeździł swym autobusem po stanie Iowa, spotykając się z wyborcami nawet w środku nocy. Jego nieuleczalnie chora żona wiernie towarzyszyła mu w wielu wystąpieniach, mimo że pewnie już wtedy wiedziała o ujawnionym później romansie męża.