Debiutanci gonią weteranów

Dziennikarze za zwycięzcę uznali Jacka Saryusza-Wolskiego z PO. To druga edycja naszego rankingu

Publikacja: 15.07.2010 01:54

Według statystyk i opinii ekspertów nasi przedstawiciele w PE radzą sobie coraz lepiej. Na zdjęciu L

Według statystyk i opinii ekspertów nasi przedstawiciele w PE radzą sobie coraz lepiej. Na zdjęciu Lidia Geringer d’Oedenberg (SLD), która z 23. miejsca w ostatnim rankingu awansowała na szóste.

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Pierwszy raz zestawienie zrobiliśmy na rok przed końcem poprzedniej kadencji Parlamentu Europejskiego, w 2008 roku. Eurodeputowanych oceniało wtedy 11 polskich korespondentów w Brukseli. Zwycięzcą został – z minimalną przewagą głosów – Jerzy Buzek. Tym razem Buzka z grona ocenianych wykluczyliśmy, uznając, że jako przewodniczący PE jest poza konkurencją.

Na czele tegorocznego rankingu stanął Jacek Saryusz-Wolski, który dwa lata temu minimalnie przegrał z Buzkiem. Dziś dostał identyczną średnią ocenę punktową, choć grono oceniających nieco się zmieniło i powiększyło do 16 osób. Mocna pozycja europosła Platformy jest niekwestionowana, liczą się z nim najważniejsi unijni politycy, a w forsowaniu pomysłów z pewnością pomagają mu doświadczenia z przeszłości, kiedy był negocjatorem wejścia Polski do Unii Europejskiej.

[srodtytul]Udane początki[/srodtytul]

W pierwszej dziesiątce zestawienia znaleźli się ponownie wszyscy ci, którzy byli w czołówce dwa lata temu i zostali w PE. Poza Saryuszem-Wolskim Jan Olbrycht (PO), Konrad Szymański (PiS) i Bogusław Sonik (PO). Być może po zaledwie roku w nowej kadencji pomaga im jeszcze dobra opinia z poprzednich lat. Choć w gronie oceniających dziennikarzy prawie połowa nie brała udziału w pierwszym rankingu.

Do grona najlepszych dziesięciu awansowało dwoje weteranów: Jacek Protasiewicz (PO) z 15. na dziewiąte miejsce, a Lidia Geringer d’Oedenberg (SLD) z dalekiego 23. na szóste.

I wreszcie debiutanci. Jest ich w pierwszej dziesiątce, a właściwie jedenastce, bo przyznano dwa równorzędne miejsca, aż pięcioro. Czy to jednak prawdziwi debiutanci?

Wszyscy przez ostatnie lata zajmowali się Unią Europejską. Danuta Hübner (PO) jako unijna komisarz, Paweł Kowal (PiS) jako poseł i wiceminister spraw zagranicznych, Sidonia Jędrzejewska (PO) jako wiceminister w UKIE, a wcześniej ekspert w PE, wreszcie Rafał Trzaskowski (PO) i Tomasz Poręba (PiS) jako eksperci w PE. To pokazuje, że w europarlamencie radzą sobie osoby obeznane z instytucjonalnymi meandrami Unii.

– To nie chodzi o wiedzę teoretyczną. Ja od lat zajmuję się akademicko Unią i aż tak wiele mi to tutaj nie pomaga. Ale doświadczenie zdobyte przez pięć lat bycia ekspertem w PE jest bezcenne – mówi „Rz” Rafał Trzaskowski.

Ważna jest nie tylko znajomość procedur, przepisów, zasad tworzenia kompromisów, najpierw w grupach politycznych, a potem między nimi, ale też język.

– Jak chcemy deklaracji potępiającej Rosję za łamanie praw człowieka, to nie ma sensu stosowanie argumentów w rodzaju, że Rosja jest krajem prawie faszystowskim. Bo wtedy usłyszymy zarzut o rusofobię Polaków. Trzeba argumentować prawami człowieka i szczególną rolą PE w ich propagowaniu. Wtedy można liczyć na poparcie – wyjaśnia Trzaskowski.

O znaczeniu umiejętności szybkiego nawiązywania kontaktów i wychodzenia poza swoje grono polityczne przekonał się Paweł Kowal.

– Zostałem szefem delegacji ds. Ukrainy i wkrótce pojechałem dwa razy z misją obserwacyjną przy okazji wyborów w tym kraju. Zostałem rzucony na głęboką wodę, a ponieważ jestem z mniejszej grupy politycznej (konserwatyści – red.), to od razu musiałem nauczyć się współpracować z innymi, np. z grup chadeckiej i socjalistycznej – opowiada Kowal.

Jak zaznaczają debiutujący europosłowie, dopiero po roku zaczynają rozumieć, jak robi się politykę w PE.

[srodtytul]Słabi, bo skąpi?[/srodtytul]

Drugi ranking potwierdza wnioski z pierwszego: w Parlamencie Europejskim rzadko sprawdzają się nazwiska najbardziej znane z krajowej sceny politycznej. Na samym dole rankingu znaleźli się: Jacek Kurski, Tadeusz Cymański, Zbigniew Ziobro, Adam Bielan z PiS i Sławomir Nitras z PO. Wymienieni posłowie spędzają dużo czasu w Polsce, są obecni w krajowych mediach, komentując tematy czysto partyjne. Wyjątkiem jest Paweł Kowal. Ale, jak skromnie przyznaje, jemu jest łatwiej.

– Nie musiałem się przestawiać. Zajmuję się tutaj polityką zagraniczną, w której specjalizowałem się w Polsce – mówi europoseł.

Jednak eurodeputowanym z dołu rankingu nie powinien przeszkadzać w pracy brak kompetencji w konkretnej wąskiej dziedzinie. – Za dodatkowe pieniądze, które dostajemy na działalność (poza wynagrodzeniem – red.), jesteśmy w stanie kupić każdą ekspertyzę. Jak ktoś chce, stać go nawet na wynajęcie stałego tłumacza, który będzie za nim chodził krok w krok – twierdzi Kowal.

Zaskakuje słaba pozycja w rankingu także innych znanych w Polsce polityków, z którymi wiązano spore nadzieje: Pawła Zalewskiego (PO) czy Wojciecha Olejniczaka (SLD). Znaleźli się dopiero w trzeciej dziesiątce.

[srodtytul]Razem z największymi[/srodtytul]

Polska ma swoją reprezentację w Parlamencie Europejskim już drugą kadencję. Na 736 eurodeputowanych 50 miejsc przypada naszemu krajowi.

Według statystyk i opinii ekspertów nasi przedstawiciele radzą sobie coraz lepiej. Pomaga im doświadczenie z poprzednich lat. Zdecydowanie korzystniejszy jest też ich rozkład w grupach politycznych. W poprzedniej kadencji tylko połowa naszych eurodeputowanych należała do trzech największych grup politycznych: chadeków, socjalistów i liberałów. A znaczna część reszty mandatów po prostu się marnowała, bo posłowie LPR i Samoobrony przez długi czas zasilali nic nieznaczącą grupę eurosceptyków albo byli niezrzeszeni.

Teraz wskaźnik udziału w dużych grupach politycznych wynosi aż 70 proc., co jest efektem lepszego wyniku PO, która należy do największej frakcji – Europejskiej Partii Ludowej. A że jest tam czwartą co do liczebności delegacją narodową, automatycznie dostaje więcej ważnych stanowisk itp.

Tradycyjnie do mniejszej grupy należy PiS. W poprzedniej kadencji jego przedstawiciele zasiadali w Unii na rzecz Narodów, teraz z czeskim ODS i brytyjskimi torysami tworzą grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Niewątpliwie ich pozycja w EKR jest mocna, bo są tam drugą delegacją co do liczebności, a Michał Kamiński jest nawet szefem EKR. Tyle że parlamentarna arytmetyka nie daje tej grupie aż tylu możliwości działania. PiS często więc współpracuje z PO, jak choćby ostatnio przy unijnym rozporządzeniu gazowym czy w poprzedniej kadencji przy raporcie o gazociągu północnym oraz wielu inicjatywach z dziedziny polityki wschodniej.

[ramka][b]Statystyki kontra wiedza dziennikarzy[/b]

„Rz” po raz drugi tworzy ranking będący dziełem dziennikarzy, którzy śledzą pracę europosłów.

Wiedza i doświadczenie oceniających są bardziej obiektywne niż np. dosłowne odczytywane statystyki.

Gdyby aktywność europosła mierzyć liczbą raportów, to bezkonkurencyjna byłaby Lidia Geringer d’Oedenberg (SLD). I choć jest pracowita, co odzwierciedla nasz ranking, to raczej nie na pierwsze miejsce.

Zwycięstwo w statystyce raportów zawdzięcza zasiadaniu w komisji prawnej PE, która przygotowuje opinie do różnych decyzji Komisji Europejskiej.

Z kolei w liczbie wystąpień plenarnych króluje Jerzy Buzek (miał ich 344). Ale ta imponująca liczba to po prostu formułki o otwarciu i zamknięciu głosowania. Podobną świetną statystykę mieli poprzednio wiceprzewodniczący PE Adam Bielan i Janusz Onyszkiewicz.

a. sł.[/ramka]

[ramka][b]Zarobki[/b]

Eurodeputowany dostaje miesięczną pensję brutto w wysokości 7 tys. 665 euro. Po zapłaceniu podatku zostaje mu 5 tys. 963 euro. Na jedzenie i mieszkanie dostaje diety w wysokości 298 euro dziennie. Otrzymuje też zwrot kosztów podróży między siedzibą PE a swoim okręgiem wyborczym.

Dodatkowe apanaże to 4 tys. 148 euro rocznie na podróże związane z pracą posła oraz około 4 tys. euro rocznie na kursy językowe.

Na asystentów europoseł może przeznaczyć 19 tys. 364 euro miesięcznie.

Dodatkowo 4 tys. 202 euro dostaje na wynajęcie biura i koszty związane z jego utrzymaniem.

Eurodeputowany będzie miał prawo do emerytury od 63. roku życia. Wyniesie ona 3,5 proc. pensji za pełen rok wykonywanego mandatu, ale nie więcej niż 70 proc. pensji.

a. sł.[/ramka]

Pierwszy raz zestawienie zrobiliśmy na rok przed końcem poprzedniej kadencji Parlamentu Europejskiego, w 2008 roku. Eurodeputowanych oceniało wtedy 11 polskich korespondentów w Brukseli. Zwycięzcą został – z minimalną przewagą głosów – Jerzy Buzek. Tym razem Buzka z grona ocenianych wykluczyliśmy, uznając, że jako przewodniczący PE jest poza konkurencją.

Na czele tegorocznego rankingu stanął Jacek Saryusz-Wolski, który dwa lata temu minimalnie przegrał z Buzkiem. Dziś dostał identyczną średnią ocenę punktową, choć grono oceniających nieco się zmieniło i powiększyło do 16 osób. Mocna pozycja europosła Platformy jest niekwestionowana, liczą się z nim najważniejsi unijni politycy, a w forsowaniu pomysłów z pewnością pomagają mu doświadczenia z przeszłości, kiedy był negocjatorem wejścia Polski do Unii Europejskiej.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1160
Świat
Indie – Pakistan: Przygotowania do wojny o wodę
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1157
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1156
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1155