W USA zapanowała moda na jedną autorkę: Sarę Palin. Władze Alaski spełniły w końcu przekazaną im w 2008 roku prośbę dziennikarzy, którzy – powołując się na ustawę o swobodnym dostępie do informacji – zażądali ujawnienia e-maili ówczesnej gubernator tego stanu.
Żeby dziennikarzom nie było zbyt łatwo, największe źródło informacji o Sarze Palin – byłej republikańskiej kandydatce na wiceprezydenta i być może przyszłorocznej kandydatce na prezydenta USA – urzędnicy udostępnili tylko w wersji papierowej, w postaci pakietu składającego się z sześciu dużych kartonów szczelnie wypełnionych papierami. W sumie z konta służbowego i dwóch prywatnych kont e-mailowych na Yahoo! wydrukowano 24 199 stron, które ważą grubo ponad 100 kg.
Niewiarygodnie niska okazała się za to cena za cały komplet. Jeszcze trzy lata temu, gdy redakcja AP poprosiła o udostępnienie e-mailowej kopalni wiedzy o Palin, dostała wstępną wycenę opiewającą na 15 364 960 dolarów (41,792 mln złotych). Ostatecznie cena spadła jednak do zaledwie 3 centów za stronę, czyli 725,97 dolarów (ok. 2 tys. zł) za komplet. Aby uniknąć wysokich kosztów przesyłki oraz wyprzedzić konkurencję, największe amerykańskie media kazały reporterom osobiście odebrać dokumenty. Uzbrojeni w skanery dziennikarze zaczęli od razu czytać wszystkie e-maile i przesyłać je do redakcji.
Jednocześnie redaktorzy m.in. „The Washington Post", „The New York Times" czy MSNBC poprosili internautów o pomoc w szybkim przejrzeniu korespondencji i znalezieniu najciekawszych fragmentów.