On po prostu tu leży, wielki płonący wrak. Ciężko jest oddychać i mówić, i te krzyki. (...) Muszę zrobić chwilę przerwy, ponieważ straciłem głos. To jest najgorsza rzecz, jaką w życiu widziałem". Tak katastrofę Hindenburga relacjonował reporter Herbert Morrison pracujący dla stacji radiowej WLS z Chicago.
Lot z Frankfurtu Hindenburg zakończył tragicznie 75 lat temu – 6 maja 1937 r. podczas lądowania w bazie Lakehurst w New Jersey. Sterowcem leciało 36 pasażerów i 61 członków załogi. Zginęło 13 pasażerów i 22 członków załogi oraz 1 osoba z obsługi naziemnej.
LZ-129 Hindenburg, niemiecki sterowiec pasażerski, nazywany Titanikiem przestworzy, był niewątpliwie jak na tamte czasy cudem techniki. Liczył 245 m długości i 41 m średnicy. Osiągał prędkość 135 km/h.
Swoimi rozmiarami przyciągał mnóstwo gapiów. Dlatego także świadkami katastrofy były tłumy. – Hindenburg był symbolem powrotu Niemiec do wyścigu technologicznego po latach ograniczeń – twierdzi historyk Bogdan Musiał.
Sterowiec miał obszerną jadalnię, a posiłki podawano na wysokiej jakości porcelanie. Pasażerowie mogli słuchać pianistów grających na fortepianie, mieli też do dyspozycji taras. „Hindenburg był najbardziej luksusowym statkiem powietrznym wszech czasów" – pisał brytyjski publicysta Nigel Blundell.