Jeszcze w maju Stalin, doprowadzony do pasji żebraniem dowództwa Frontu Południowo-Zachodniego o uzupełnienia, w odręcznym liście utrzymanym w ojcowskim tonie tłumaczył „gierojom” spod Kijowa i Charkowa, o co w tej wojnie chodzi: „Do Timoszenki, Chruszczowa, Bagramiana. Od czterech dni wciąż prosicie STAWKĘ o dostarczenie uzbrojenia i przysłanie z jej rezerw nowych dywizji i jednostek pancernych. Miejcie na względzie to, że STAWKA nie dysponuje przygotowanymi do walki nowymi dywizjami, że te dywizje są zielone, niewyposażone i rzucanie ich teraz na front oznacza podanie wrogu kolejnego zwycięstwa jak na talerzu.
Miejcie na względzie i to, że nasze możliwości względem uzbrojenia są ograniczone, i zdajcie sobie wreszcie sprawę z tego, że prócz waszego frontu mamy jeszcze pozostałe. Czy nie czas, abyście się w końcu nauczyli walczyć za cenę jak najmniejszych strat, jak robią to Niemcy? Walczyć należy nie ilością, ale umiejętnościami. Jeśli nie nauczycie się lepiej dowodzić wojskami, to na nic się zda cała produkcja zbrojeniowa kraju. Weźcie to po uwagę, jeśli chcecie się jakoś nauczyć zwyciężać wroga, a nie ułatwiać mu zwycięstw. W przeciwnym bowiem razie uzbrojenie, które dostajecie od STAWKI, będzie z łatwością dostawało się w ręce wroga. Tak jak to dzieje się teraz”.
Dyktator nie poprzestał jednak na ruganiu nieudolnych dowódców i komisarzy. 28 lipca wydał osławiony rozkaz nr 227, w którym usankcjonował działalność specgrup NKWD na tyłach wojsk liniowych. Takie rozwiązanie zastosował już jesienią 1941 roku, kiedy pod uderzeniami Wehrmachtu posypał się Front Briański. Teraz objęło ono całą Armię Czerwoną. Enkawudziści, którzy dostali zielone światło do rozprawy ze wszelkimi przejawami tchórzostwa i defetyzmu na linii frontu i na jej bezpośrednim zapleczu, stali się panami życia i śmierci. Używali wszelkich dostępnych środków, aby powstrzymać czerwonoarmistów, którzy cofali się lub podczas natarcia zalegali pod ogniem wroga. Rzeczywistych lub domniemanych tchórzy i sabotażystów czekała kulka w łeb, a w najlepszym wypadku sztrafbatalion (batalion karny). Taktyka zastraszania wojska zaczęła przynosić efekty i wola walki (przeradzająca się często w bezprzykładne bohaterstwo) stała się normą w szeregach Armii Czerwonej. Stalingrad będzie tego najwymowniejszym dowodem.
Z drugiej strony prości czerwonoarmiści z wisielczym humorem dworowali sobie ze złowrogiego rozkazu nr 227. Ponieważ tylko nieliczni wierzyli w szybkie otwarcie przez aliantów frontu na zachodzie Europy, „drugim frontem” złośliwie nazywano amerykańskie konserwy, ale też funkcjonariuszy NKWD, którzy z naganem w garści czyhali na frontowców.