Skandal na cały świat przestraszył Berlin

Cornelius Gurlitt, syn zaufanego marszanda Hitlera, nie jest postacią sympatyczną. A mimo to powinien stać się wzorem dla Niemiec.

Aktualizacja: 20.04.2014 23:41 Publikacja: 20.04.2014 17:00

Skandal na cały świat przestraszył Berlin

Foto: ROL

81-letni samotny starzec zgodził się w ubiegłym tygodniu na udostępnienie swojej wyjątkowej kolekcji przeszło 1200 obrazów specjalnej komisji ekspertów. Ci zbadają, czy obrazy nie powinny zostać zwrócone spadkobiercom rodzin żydowskich i innych osób, którym w latach nazistowskiej dyktatury mogły zostać zabrane lub pod przymusem odkupione za bezcen.

Do dzieł sztuki będą mieli dostęp prawnicy i znawcy sztuki nie tylko z Niemiec, ale także z zagranicy. Dołączy do nich również wpływowy przewodniczący Światowego Kongresu Żydów Ronald Lauder.

Przedawnienie przestaje obowiązywać

Na takie ustępstwo Gurlitt wcale pójść nie musiał. W Republice Federalnej obowiązuje 30-letnie przedawnienie obowiązku zwrotu skradzionych dzieł sztuki. Jest ściśle przestrzegane przez bardzo wiele niemieckich muzeów mających w kolekcjach setki tysięcy obrazów przejętych w podejrzanych okolicznościach po dojściu Hitlera do władzy.

– Kolekcja Gurlitta też nigdy nie zostałaby ruszona, gdyby nie ogromny międzynarodowy skandal, jaki wybuchł po jej ujawnieniu. Niemieckie władze przestraszyły się kompromitacji, gdy sprawą zajęły się najbardziej wpływowe media w Stanach Zjednoczonych i Europie, a także amerykańskie władze i organizacje żydowskie – mówi „Rzeczpospolitej" Claudia von Selle, jedna z najbardziej znanych niemieckich prawniczek specjalizujących się w odzyskiwaniu skradzionych dzieł sztuki.

Na ślady kolekcji Gurlitta, na którą składają się obrazy takich mistrzów, jak Marc Chagall, Max Beckmann, Canaletto, Henri Matisse, Pablo Picasso, Pierre-Auguste Renoir czy Henri de Toulouse-Lautrec, o wartości przynajmniej miliarda dolarów, niemieckie władze wpadły przypadkowo. Gurlitt, który nigdy w życiu nie pracował, bo żył z wyprzedaży kolekcji, we wrześniu 2010 r. wzbudził podejrzenie celników kontrolujących pociąg jadący ze Szwajcarii, gdy okazało się, że starszy człowiek ma przy sobie 9 tysięcy euro.

W marcu 2012 r. policja odkryła w monachijskim mieszkaniu marszanda niezwykłą kolekcję. Zgromadził ją ojciec Corneliusa, Hildebrand, który na osobiste polecenie ministra propagady i oświecenia Josepha Goebbelsa został mianowany jednym z czterech pośredników w sprzedaży za granicą tzw. sztuki zdegenerowanej - dzieł impresjonistów i modernistów zabieranych na mocy prawa z niemieckich muzeów i kolekcji prywatnych. Gurlitt przekazywał gros uzyskanych w ten sposób dochodów nazistowskim przywódcom, ale przy tej okazji sam dorobił się ogromnego majątku i zachował dla siebie kilkaset arcydzieł. Później otrzymał jeszcze poważniejsze zlecenie: stworzenie galerii obrazów Fuehrera w Linzu. Jej znaczną część miały stanowić obrazy mistrzów przejęte pod przymusem za grosze lub po prostu zagrabione żydowskim kolekcjonerom.

Żydowskie pochodzenie

Hildebrand zdołał uciec z 20 skrzyniami obrazów z bombardowanego Drezna. Został zatrzymany przez amerykańskich żołnierzy, ale paradoksalnie uratowały go żydowskie korzenie po kądzieli - uznano, że jest ofiarą nazizmu, a nie beneficjentem hitlerowskiej dyktatury. Także przez kolejne dziesięciolecia sprzedawanie na aukcjach pierwszej klasy dzieł sztuki nie wzbudziła u nikogo podejrzeń. To wymowny znak, z jakim zapałem niemieckie władze starały się odzyskać obrazy zagrabione ofiarom nazizmu.

Ale nawet niezwykłe odkrycie w marcu 2012 r. nie zmieniło postawy Berlina. Do listopada 2013 r., kiedy o sprawie napisał tygodnik „Focus", władze Republiki Federalnej w tej kwestii milczały. A i później odmawiały opublikowania listy obrazów w Internecie, wbrew międzynarodowym zobowiązaniom.

Dopiero wybuch międzynarodowego skandalu spowodował przełom. W błyskawicznym tempie Bawaria, gdzie mieszkał Gurlitt, przystąpiła do modyfikacji przepisów o przedawnieniu. Niemcy zgodziły się także na poszerzenie składu komisji zajmującej się zwrotem zagrabionych dzieł o zagranicznych ekspertów.

Strach przed kompromitacją na wiele by się jednak ?nie zdał, gdyby nie dobra ?wola samego Gurlitta. Po doświadczeniach nazistowskiej, a później komunistycznej dyktatury Niemcy stały się krajem, w którym prawo jest przestrzegane skrupulatnie. ?O wymuszeniu na marszandzie ustępstw nie było więc mowy.

– Gurlitt to stary, schorowany człowiek, bez potomków. W takiej sytuacji wielu ludzi chce się rozliczyć z przeszłością, ma wyrzuty sumienia. To dość typowe zachowanie – uważa von Selle.

Ale jest też inny, mniej wzniosły powód, dla którego potomek słynnego marszanda poszedł na ustępstwa: w zamian uzyskał umorzenie postępowania za niezapłacone od lat podatki. – Porozumienie z Gurlittem stwarza warunki do szybkiego i sprawiedliwego rozwiązania sporu, w szczególności poprzez zwrot skradzionych dzieł prawowitym właścicielom – uważa minister kultury Monika Gruetters.

Połowa kolekcji ?do zwrotu

Optymistką jest też Claudia von Selle, która już dotarła do spadkobierców właściciela jednego z obrazów Maxa ?Liebermanna z kolekcji Gurlitta. – Spodziewam się, że przynajmniej połowa kolekcji zostanie oddana – mówi „Rz".

Ten proces już się nawet zaczął: Gurlitt był w tych dniach gotowy podpisać umowę o zwrocie wartego przynajmniej 20 mln dolarów obrazu Matisse'a „Siedząca kobieta". Miał przypaść spadkobiercom słynnego kolekcjonera Paula Rosenberga, w tym byłej żonie szefa Międzynarodowego Funduszu Walutoweo Dominique'a Strauss-Kahna Annie Sinclair. W ostatniej chwili wpłynął jednak wniosek o oddanie arcydzieła innej osobie.

Gotowość do współpracy ze strony Gurlitta wywołała szczególne poruszenie w środowisku amerykańskich Żydów. „The Jewish Weekly" opisuje na przykład historię Davida Torena, który jako chłopiec cudem uciekł z pogrążonego wojną Wrocławia. Jego wujem był David Friedmann, zamożny przemysłowiec i kolekcjoner sztuki, właściciel m.in. słynnego obrazu Maxa Liebermanna „Dwóch jeźdźców na plaży". Friedmann zmarł z przyczyn naturalnych w 1942 roku, a jego jedyna córka Charlotte została zamordowana rok później przez nazistów.

– Gdy zamykam oczy, widzę jak żywy obraz „Jeźdźców" nad łóżkiem wuja. Ale nigdy nie sądziłem, że przetrwał wojnę – wspomina 93-letni dziś Toren, mieszkaniec nowojorskiego Manhattanu.

Potrzebne ?następne skandale

Po ujawnieniu w listopadzie zeszłego roku skarbu Gurlitta Toren zwrócił się do marszanda o zwrot dzieła. Ten zażądał 300 tys. euro, potem stawkę obniżył. W końcu zaproponował „inną rekompensatę", o której Toren mówić nie chce. Ale zapowiada: nie dam mu ani grosza. Bo po raz pierwszy od przeszło 70 lat jest pewien, że może po prostu odzyskać dzieło na mocy prawa.

– Muzea w Polsce, które są spadkobiercami przedwojennych placówek działających na przykład we Wrocławiu, też mają szansę odzyskać niektóre dzieła znajdujące się w posiadaniu Gurlitta. To jest znacznie bardziej realne niż upominanie się o zwrot obrazów wchodzących w skład państwowych kolekcji w Niemczech – przekonuje Claudia van Selle.

Berliński Instytut na rzecz Badań Muzealnych (IfM) ocenia, że przeszło dwa tysiące ?niemieckich muzeów ma ?w swoich zbiorach obrazy przejęte za czasów nazistowskiej dyktatury. Ale tylko 285 z nich podjęło jakiekolwiek badania w sprawie ich pochodzenia.

– Nie jest tak, że te muzea nie chciały nic zrobić. Po prostu nie miały na to środków – przekonuje Agencję Reutera Michael Naumann, były minister kultury.

W ciągu minionych pięciu lat placówki muzealne zwróciły się o zbadanie pochodzenia zaledwie 58 dzieł sztuki do specjalnie powołanego w tym celu urzędu w Berlinie.

Czy sprawa Gurlitta okaże się przełomem i w tej dziedzinie? Czy także niemieckie muzea otworzą swoje zbiory dla adwokatów spadkobierców zagrabionych kolekcji? – Nie sądzę. Niemieckie władze nie zmienią swojej postawy. Chyba że znów wybuchnie skandal – mówi Claudia von Selle.

81-letni samotny starzec zgodził się w ubiegłym tygodniu na udostępnienie swojej wyjątkowej kolekcji przeszło 1200 obrazów specjalnej komisji ekspertów. Ci zbadają, czy obrazy nie powinny zostać zwrócone spadkobiercom rodzin żydowskich i innych osób, którym w latach nazistowskiej dyktatury mogły zostać zabrane lub pod przymusem odkupione za bezcen.

Do dzieł sztuki będą mieli dostęp prawnicy i znawcy sztuki nie tylko z Niemiec, ale także z zagranicy. Dołączy do nich również wpływowy przewodniczący Światowego Kongresu Żydów Ronald Lauder.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1161
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1160
Świat
Indie – Pakistan: Przygotowania do wojny o wodę
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1157
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1156