Minister obrony Korei Południowej dementował w piątek informacje o rzekomej śmierci Kim Dzong Una. Plotki rozeszły się za pośrednictwem zagranicznego serwisu internetowego "East Asia Tribune".
EAT miało na podstawie danych z Korean Central TV (państwowej telewizji z Północy) oraz agencji informacyjnej KCNA podało wiadomość o samobójczym zamachu na przywódcę. Miało do niego dojść podczas wizyty w dzielnicy Botonggang w Pjongjangu. Bombę rzekomo zdetonowała kobieta, a Kim nie przeżył drogi do szpitala.
KCTV nie nadała jednak takiej informacji, a wybuch bomby okazał się wątpliwą rewelacją piątkowego poranka w Seulu. Chwilowym załamaniem kursu zareagowała jednak giełda na Południu, w szczególności sektor odpowiedzialny za obronności kraju. Ceny akcji firm związanych z wojskiem Korei Południowej nurkowały nawet o 9 proc. Koreańska waluta osłabiła się także przez moment wobec dolara. Pogłoski rozeszły się także po internecie na Południu przyciągając uwagę także największych portali informacyjnych. Medialne niedowierzanie i narastające spekulacje trwały do godziny 11, gdy głos w sprawie zabrało wspominane ministerstwo obrony oraz ministerstwo ds. zjednoczenia.
Szybki rzut oka na stronę główną serwisu East Asia Tribune pozwala wyrobić sobie zdanie na temat prawdziwości podawanych tam informacji. Wśród nagłówków widnieją takie tytuły jak: "Singapurczyk walczy o życie po uderzeniu markową torebką", czy "Stażysta ONZ wyrzucony za pomyłkę <Chiny, prowincją Tajwanu>".