– Jesteśmy na froncie. Jeżeli nie przetrzymamy najbliższych lat – padniemy. A to oznacza, że trzeba będzie wchodzić w skład innego państwa albo będą o nas nogi wycierać – mówił rządzący od ćwierćwiecza prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko kilka dni po rozmowach z Władimirem Putinem.
Politycy spotkali się w Mińsku w drugiej połowie czerwca z okazji rocznicy powstania Państwa Związkowego Białorusi i Rosji (ZBiR). Niebawem na zaproszenie Putina Łukaszenko ma pojechać do Soczi, gdzie, jak twierdzą rosyjskie źródła, odbędzie „trudną rozmowę". Z oficjalnych komunikatów wynika, że rosyjski prezydent „chce szczegółowo omówić współpracę Białorusi i Rosji". Wszystko wskazuje na to, że dwustronne relacje czekają w najbliższym czasie poważne zmiany.
Analitycy blisko związani z Kremlem zdradzili szczegóły mińskiego spotkania, o których nie informowały media. – Łukaszenko mówił o problemach gospodarczych. Poprosił, by Rosja sfinansowała częściowo dług zagraniczny Białorusi. Putin odparł, że wszystko da się załatwić, jeżeli zostaną poczynione konkretne kroki ku dalszej integracji w ramach ZBiR i Białoruś poprze te kroki – mówi „Rzeczpospolitej", powołując się na dobrze poinformowane źródła, prof. Andriej Suzdalcew z prestiżowej moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii. Należy do działającej przy Radzie Federacji rady ekspertów ds. WNP i przekonuje, że w Soczi Putin będzie chciał usłyszeć wizję Łukaszenki co do dalszej integracji.
– W przeciwnym wypadku, bez gospodarczej pomocy Rosji, państwowość Białorusi nie ma szans na przetrwanie – mówi.
O tym, że relacje Moskwy i Mińska „będą bardziej pragmatyczne", pisze wpływowa rosyjska „Niezawisimaja Gazeta". Dziennik przypomina, że w ostatnich latach Rosja znacząco zmniejszyła dostawy ropy na Białoruś, co boleśnie odbiło się na lokalnej gospodarcze. Od lat przetwarzanie taniej rosyjskiej ropy i sprzedaż paliw na Zachód jest jednym z głównych dochodów kraju.