Funkcjonariusze Republikańskich Kompanii Bezpieczeństwa (CRS), odpowiednika polskiej prewencji – podobnie jak miliony zwykłych Francuzów – lubią do obiadu wypić ćwiartkę wina lub szklankę piwa.
Dotychczas było to dozwolone i zostało nawet wpisane do kodeksu pracy. Kilka miesięcy temu do Internetu trafiły jednak zdjęcia funkcjonariuszy CRS pijących piwo na ulicy podczas manifestacji licealistów. Nie spodobało się to dyrekcji generalnej policji, która uznała, że takie zachowanie może dodatkowo zepsuć i tak już fatalną reputację oddziałów CRS, znanych ze swojej brutalności.
Dyrekcja zakazała więc funkcjonariuszom picia na służbie. – To absurdalne. Chcą z nas zrobić księży. Tyle że bez wina mszalnego – grzmi szef największego związku zawodowego policji SGP-FO Didier Mangione. Według niego funkcjonariusze CRS są zmuszeni jeść i pić na ulicy, bo przez cały dzień siedzą w opancerzonych busach, obserwując strajki i manifestacje.
Według działacza ćwiartka wina to za mało, by się upić. – Wino do obiadu to wieloletnia tradycja naszego kraju. Wypijają ją w przerwie obiadowej wykładowcy uniwersytetów czy urzędnicy. Dlaczego nam się tego zabrania? – pyta Mangione.
CRS, które zostało stworzone po wojnie, aby chronić kraj przed „wewnętrznymi zagrożeniami", ma wyjątkowo złą reputację. Podczas protestów studenckich w maju 1968 roku oddziałom nadano przydomek „SS", a ich oficjalna nazwa została przerobiona na Kompanię Zorganizowanej Represji.