To była największa internetowa awaria w historii państwa żydowskiego. Przez kilkanaście godzin nie można było się dostać na strony wojska, Mossadu, Szin Bet, kilku ministerstw i kluczowych urzędów. Choć władze zapewniły, że było to skutkiem „usterki technicznej w systemie IBM", zarówno izraelska prasa, jak i eksperci nie dali temu oświadczeniu wiary.
Strony padły bowiem po tym, gdy ultimatum wobec państwa żydowskiego wystosowała znana międzynarodowa grupa hakerów Anonymous. Zagroziła ona, że jeżeli Izrael zatrzyma na Morzu Śródziemnym dwa niewielkie statki z aktywistami pokojowymi zmierzające do Strefy Gazy, to w odwecie dokona zmasowanego cyberataku na serwery i strony internetowe państwa żydowskiego.
Izrael groźby się nie przestraszył i w piątek oba statki zostały przejęte przez marynarkę wojenną. Po zakończeniu weekendu – w państwie żydowskim ma to miejsce w niedzielę – doszło do awarii. „Ta zbieżność terminów powoduje, że do zapewnień rządu o usterce technicznej należy podejść ze sceptycyzmem" – napisał dziennik „Haarec".
Grupa Anonymous zagroziła, że jeżeli Izraelczycy będą nadal „podejmowali działania wymierzone w prawa człowieka i demokrację", będzie zmuszona dokonać kolejnych ataków.
– Ten powinien być dla naszego państwa dzwonkiem alarmowym. Musimy być gotowi na kolejne kłopoty – powiedział „Rz" izraelski ekspert ds. bezpieczeństwa dr Szmuel Bar.