- Wygląda na to, że przyciąga nieszczęście, dlatego Magnesik – mówią. Żołnierze twierdzą, że wóz jest pechowy i za nic nie chcą do niego wsiadać ani jeździć nim na patrole.
Zadziwiające jest jednak to, że choć Rosomak tyle razy trafiał na miny – pułapki nadal jest sprawny. Wozy te są naprawiane na miejscu - w Afganistanie jest serwis „Rosomaków". Kilkudziesięciu specjalistów skierowały tutaj Wojskowe Zakłady Mechaniczne z Siemianowic Śląskich, gdzie produkowane są te kołowe transportery opancerzone. Wielu pracuje w Afganistanie już kolejny raz. Część mechaników stacjonuje w mniejszej bazie w Warriorze, jednak większość pracuje w Ghazni. A gdy jest taka potrzeba – serwisują wozy w pozostałych mniejszych bazach: Giro lub w Arianie.
„Rosomaków" na misji w Afganistanie jest około 120. Afgańczycy do niedawna nazywali je „Zielone Diabły". Uważali, że są nie do pokonania. Jednak talibowie i na nie znaleźli sposób – stosują „ajdiki" o znacznie większej sile rażenia, wypełnione setką kilogramów materiałów wybuchowych. Takim ładunkom niestety nawet nasze transportery nie są w stanie się oprzeć. Ale żołnierze nadal bardzo sobie chwalą ich sprawność, szybkość i odporność na miny. - Nie znaczy to, że są idealne. Czasem trafiają na „ajdiki", czasem coś się psuje – opowiada szef serwisu. - Jesteśmy tu po to, by je naprawiać, serwisować a więc przywracać do życia.
W Ghazni udało im się to z „Rosomakiem", którego kadłub rozszczelnił się podczas wybuchu miny -pułapki. - Sami go nawet zespawaliśmy – opowiadają serwisanci. Ale dodają, że żołnierze nie chcą nim jeździć na patrole, bo boją się że będzie mniej odporny. Dlatego, używany jest praktycznie tylko wewnątrz bazy. - To jest taki „Magnesik" z Ghazni, choć nie nazwany – śmieją się serwisanci.
Części „Rosomaków" nie da się jednak naprawić na miejscu – muszą być przetransportowane do siemianowickiego zakładu i tam naprawione. To jednak zaledwie kilka procent, ze wszystkich które są ma misji.