Mieczysław Łysy, wybrany w sobotę na prezesa nieuznawanego przez Warszawę i posłusznego władzom w Mińsku Związku Polaków na Białorusi, oskarżył Polskę o dzielenie białoruskich Polaków na lepszych i gorszych.
– Echo rozłamu dokonanego w 2005 roku jest odczuwalne do dzisiaj – mówił podczas zjazdu, cytowany przez państwową białoruską agencję BiełTA, Łysy. Obwinił on władze w Warszawie o stosowanie wobec działaczy jego organizacji zakazów wjazdu do Polski. Sprawia to, jak stwierdził, że „Polska wspiera i pogłębia rozłam polskiej społeczności na Białorusi".
Mieczysław Łysy objął stery w oficjalnym ZPB w styczniu zeszłego roku, po rezygnacji ze stanowiska prezesa, niemówiącego po polsku biznesmena z Grodna Stanisława Siemaszki. Łysy zadeklarował wtedy chęć zażegnania konfliktu, do którego doszło po zjeździe ZPB w 2005 roku i wyborze na prezesa organizacji Andżeliki Borys. Wówczas, na wniosek przegranego dotychczasowego prezesa ZPB Tadeusza Kruczkowskiego, zarząd Borys został zdelegalizowany przez władze białoruskie, a Związek Polaków podzielił się na część posłuszną władzom w Mińsku i nieuznawaną przez Warszawę oraz na zachowującą wierność Andżelice Borys, działającą w podziemiu i cieszącą się poparciem rządu polskiego.
– Za deklaracją Łysego o pojednaniu skonfliktowanych stron nie poszły żadne konkretne kroki – mówi w rozmowie z „Rz" Edward Kołosza, działacz nieuznawanego przez Warszawę ZPB. Kołosza twierdzi, iż reprezentuje w kierowanym przez Łysego ZPB opozycję, szukającą możliwości współpracy z podziemnym związkiem.
Możliwość współpracy ze związkiem Łysego wyklucza jednak prezes podziemnego ZPB Mieczysław Jaśkiewicz. W rozmowie z „Rz" ocenia on Łysego i jego zarząd jako marionetki władz, które samodzielnie o niczym nie decydują. Zażegnanie rozłamu jest możliwe jedynie w bezpośrednich rozmowach z władzami – przekonuje.