Paryż też ma się czego wstydzić

Mężczyznom się nie udało. Teraz pierwsza w historii pani mer spróbuje powstrzymać załamanie jakości życia we francuskiej stolicy.

Aktualizacja: 30.03.2014 10:23 Publikacja: 29.03.2014 14:00

Nathalie Kosciusko-Morizet jest ulubienicą byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego

Nathalie Kosciusko-Morizet jest ulubienicą byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego

Foto: PAP/EPA

W niedzielę batalia rozegra się między reprezentującą prawicę Nathalie Kosciusko-Morizet, której dalekim przodkiem był naczelnik insurekcji, i socjalistką Anne Hidalgo, hiszpańską emigrantką w pierwszym pokoleniu. W liczącej dwa i pół tysiąca lat historii miasta jeszcze nigdy w merostwie nie zasiadała kobieta. Ale ta rewolucja na razie nie jest przyjmowana przez paryżan ze szczególnymi nadziejami: 23 marca, w pierwszej turze wyborów lokalnych, do urn udała się niewiele ponad połowa dorosłych mieszkańców miasta. Tak niskiej frekwencji nie było od lat.

– Ludzie przestają wierzyć, że tradycyjne partie polityczne zdołają coś zmienić. Niektórzy głosują więc na skrajną prawicę, ale większość po prostu woli zostać w domu – mówi „Rz" Jean-Thomas Lesueur, ekspert paryskiego instytutu Thomasa More'a.

Świat problemów Paryża za bardzo nie rozumie. Metropolia nad Sekwaną w ubiegłym roku po raz kolejny okazała się najchętniej odwiedzanym miastem globu: przyciągnęła 32,3 miliona zagranicznych turystów. Nie ma na świecie bardziej popularnego muzeum niż Luwr, nigdzie nie sprzedaje się więcej perfum, win i innych luksusowych wyrobów, nikt nie ma takiego wpływu na modę, a znalezienie miejsca z równą ilością zabytków też nie jest łatwe.

Gorzej niż w Wiedniu

Jednak ci, którzy w Paryżu mieszkają na stałe, stolicę oceniają już inaczej. W rankingu jakości życia międzynarodowej agencji konsultingowej Mercer 15-milionowa aglomeracje spadła na 27.  pozycję, daleko za Wiedniem, Zurychem czy Monachium. Na tak mierny wynik składa się wiele problemów: drożyzna, rosnąca przestępczość, brud i brak inwestycji w mieście, w którym po prostu nie ma już gdzie budować.

Dwa tygodnie temu odchodzący mer Bertrand Delanoe został zmuszony do wprowadzenia zakazu poruszania się połowy samochodów (na przemian z parzystymi i nieparzystymi numerami rejestracyjnymi), bo stopień zanieczyszczenia powietrza przekraczał wszelkie normy.

„Zła jakość powietrza nie zaskakuje turystów, którzy odwiedzają Pekin czy Bombaj, ale w tak eleganckim mieście jak Paryż to jest szok" – komentował „New York Times".

Trudno o bardziej wymowny sygnał porażki socjalisty, który 13 lat wcześniej przejął władzę w mieście dzięki obietnicom „wielkiego sprzątania". W 2000 r. w Paryżu były 53 dni, gdy normy zanieczyszczenia powietrza zostały przekroczone. W ubiegłym roku takich dni było już 117.

Dowodów na brud Paryża jest zresztą więcej. W przygotowanym przez 75 tys. użytkowników portalu podróżniczego TripAdvisor rankingu czystości 40 czołowych miast świata francuska stolica znalazła się dopiero na 24. pozycji. Do takiej oceny jeszcze bardziej niż zanieczyszczenie powietrza przyczyniły się śmierdzące korytarze w metrze, bazgroły na fasadach domów, śmieci na ulicach.

– Delanoe wprowadził nowatorskie rozwiązania, np.Autolib' – system wypożyczania od ręki elektrycznych samochodów. Starał się także nieco powiększyć powierzchnię parków. Ale problemy Paryża dalece wykraczają poza to, co może zrobić sam mer. To skutek setek lat centralizacji, która powoduje, że na bardzo niewielkiej przestrzeni koncentruje się serce aktywności Francji – tłumaczy „Rz" Agnes Benassy-Quere, dyrektor rady analiz ekonomicznych przy premierze.

Wielki Paryż to gospodarka warta prawie bilion euro, ponad dwa razy więcej niż dochód narodowy Polski. Ten sukces ma jednak także ciemną stronę: przyciąga setki tysięcy imigrantów zarobkowych, których stolica nie jest w stanie wchłonąć. Z tego powodu satelickie miasta na północy i wschodzie Paryża, jak Saint Denis, Mantes la Jolie czy Montreuil, bardziej przypominają Maghreb lub Czarną Afrykę niż zachodnią Europę, choć znajdują się zaledwie kilka–kilkanaście kilometrów od Pól Elizejskich.

Tak duże kontrasty to po części także wynik archaicznego podziału administracyjnego. Formalne granice Paryża nie zmieniły się od przeszło 100 lat: to niewiele więcej niż 100 kilometrów kwadratowych (pięć razy mniej niż Warszawa) wewnątrz bulwaru Peryferyjnego, który biegnie śladami dawnych murów miejskich. Tu mieszka nieco ponad dwa miliony osób, sześć razy mniej niż na paryskich przedmieściach. Próby połączenia aglomeracji w jeden organizm nigdy się jednak nie powiodły. W Paryżu wielokrotnie wybuchały rewolucje, które obalały stary reżim, więc nowe władze nie chciały nadmiernie wzmacniać stolicy w obawie o własne bezpieczeństwo. Z tego powodu nigdy nie udało się zniwelować ogromnego kontrastu między bogatymi kamienicami z epoki Haussmanna wewnątrz obwodnicy a dużo uboższymi domkami po znacznej części jej drugiej strony.

Kryzys ten problem jeszcze pogłębił. Biedy nie udało się zatrzymać na granicy Paryża. Weszła do miasta.

– We Francji żyje dziś około 150 tys. bezdomnych, z czego przynajmniej 1/3 mieszka w stolicy. To o połowę więcej niż dziesięć lat temu. Koncentrują się przede wszystkim w rejonie wielkich dworców, jak: Gare du Nord i Gare de  l'Est – mówi Nicolas Veron, ekspert Instytutu Bruegla.

Znaczna część bezdomnych to desperaci, którzy przyjechali ze znacznie biedniejszych krajów, takich jak Rumunia, Senegal czy Tunezja. Ale jest też coraz więcej Francuzów, których nie stać na horrendalnie drogie mieszkania. Poza Londynem nie ma bowiem miasta w Europie, w którym średnio za metr kwadratowy trzeba zapłacić aż tak dużo: 8,5 tys. euro, cztery razy więcej niż w Warszawie.

– Wyśrubowane stawki to wynik braku miejsca na nowe budynki oraz podbijania stawek przez bogaczy z całego świata, którzy widzą w tym pewną lokatę kapitału – tłumaczy Agnes Benassy-Quere.

Żółwie tempo ?na obwodnicy

Wysokie ceny mieszkań to niejedyny efekt duszenia się miasta w historycznych granicach. Innym problemem jest paraliż komunikacyjny. Rozpoczynając kadencję w Pałacu Elizejskim, Nicolas Sarkozy w 2007 r. wylansował projekt Wielkiego Paryża: sieci podziemnych autostrad przechodzących pod całym miastem i zbiegających się na powierzchni na placu Zgody. Warta dziesiątki miliardów euro inwestycja miała rozładować paraliż metropolii. To było jednak przed wybuchem kryzysu; dziś ambitne plany zostały odłożone na półkę, za to władze musiały ograniczyć prędkość na obwodnicy miasta do 70 km/h (wobec 120 km/h w Warszawie). Na innych bulwarach metropolii jeździ się zresztą o wiele wolniej.

Desperacja coraz większej liczby bezdomnych żyjących na ulicach nie sprzyja bezpieczeństwu. Naśladując Nicolasa Sarkozy'ego, obecny szef MSW Manuel Valls próbuje wdrożyć strategię bezwzględnej walki z przestępczością, ale w Paryżu to za bardzo nie działa. Od pięciu lat liczba włamań szybko rośnie: tylko w zeszłym roku skoczyła o 26 proc. Sytuacja jest tak trudna, że policjanci wręcz boją się wchodzić do uboższych, zamieszkanych głównie przez imigrantów, przedmieść. Ofiarami kieszonkowców coraz częściej padają też turyści: 75 czołowych domów mody, takich jak: Chanel, Dior czy Hermes, zaapelowało do policji o podjęcie nadzwyczajnych działań, aby luksusowy biznes nie przeniósł się do Londynu i Mediolanu.

W Paryżu drogie są jednak nie tylko mieszkania. Dużo trzeba wydać na proste usługi. To efekt systemu, który dusi konkurencję. Jednym z przykładów są taksówki: ich liczba, porównywalna ze znacznie mniejszą Warszawą, nie zmienia się od dziesięcioleci. Efekt: na licencję kierowcy trzeba czekać dziesięć lat i zapłacić ok. 230 tys. euro. W taki sam sposób chroniony jest rynek aptek, zakładów fryzjerskich czy salonów optycznych. Aby zostać piekarzem, trzeba zdać skomplikowany egzamin z historii kuchni Francji. Ale nie po to, by lepiej służyć klientom, lecz by chronić korporacyjne interesy branży.

Wszystko to spowodowało, że Paryż staje się miastem ludzi bardzo bogatych, bo tylko oni mogą korzystać z ogromnej oferty stolicy. Średnia pensja netto w mieście ograniczonym obwodnicą to 2,8 tys. euro miesięcznie: prawie 12 tys. zł. Ale to niekoniecznie powód do dumy: ci, którzy chcą założyć rodzinę i mieć dzieci, ale nie odziedziczyli wielkich fortun albo nie mają zamiaru pracować od rana do wieczora, coraz częściej wyprowadzają się na przedmieścia albo w ogóle w inne rejony Francji.

W niedzielę batalia rozegra się między reprezentującą prawicę Nathalie Kosciusko-Morizet, której dalekim przodkiem był naczelnik insurekcji, i socjalistką Anne Hidalgo, hiszpańską emigrantką w pierwszym pokoleniu. W liczącej dwa i pół tysiąca lat historii miasta jeszcze nigdy w merostwie nie zasiadała kobieta. Ale ta rewolucja na razie nie jest przyjmowana przez paryżan ze szczególnymi nadziejami: 23 marca, w pierwszej turze wyborów lokalnych, do urn udała się niewiele ponad połowa dorosłych mieszkańców miasta. Tak niskiej frekwencji nie było od lat.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1156
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1155
Świat
Ukraina: Kto może zastąpić pomoc wywiadowczą USA i Starlinki Muska?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1154
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1150