„Fuck Israel, Fuck Juden" – skandowało nie tak dawno w berlińskim metrze kilku podrostków. Wszyscy milczeli, z wyjątkiem Szahaka Szapira. – Jestem z Izraela. Porozmawiajmy o waszym problemie – powiedział. Po chwili leżał na podłodze pobity i skopany. Nikt nie interweniował.
Inaczej było w przypadku rabina Daniela Altera, który odkrył na swym samochodzie swastykę. I to w Charlottenburgu, bogatej dzielnicy Berlina, a nie w zamieszkanym w dużej części przez imigrantów z Turcji czy krajów arabskich Weddingu czy Neukölln. W dowód solidarności w dzielnicy odbyła się manifestacja z udziałem 2 tysięcy osób. Dwa lata wcześniej rabin został zaatakowany na ulicy, gdzie był w towarzystwie córki.
Nie tak dawno w centrum Berlina mężczyzna został pobity tylko dlatego, że miał na szyi gwiazdę Dawida. Podobnych przypadków jest Berlinie coraz więcej.
Rośnie też liczba wystąpień antysemickich, aktów wandalizmu na cmentarzach, swastyk w miejscach publicznych i tym podobnych aktów określanych wspólnym mianem jako antysemickie. W samej stolicy Niemiec trzy lata temu naliczono półtorej setki podobnych aktów, ale w 2013 roku ponad 200. W ostatnich miesiącach zanotowano wzrost o 10 proc.
Berlin staje się tym samym antysemickim centrum Niemiec. Tu mieszka ok. 30 tys. niemieckich Żydów, a więc niemal co czwarty. 250 tys. mieszkańców Berlina to muzułmanie, w tym ponad 70 tysięcy ma korzenie w państwach arabskich, gdzie Izrael jest postrzegany jako ucieleśnienie wszelkiego zła. Ze statystyk wynika jednak, że większość aktów antysemityzmu jest dziełem różnorodnych grup prawicowej ekstremy. Jest i inne zjawisko.