Korespondencja z Brukseli
Władze Parlamentu Europejskiego pracują nad nowym systemem organizacji pracy eurodeputowanych. Pierwotnym założeniem było zwiększenie budżetu na ten cel, ale – jak dowiedziała się „Rzeczpospolita" – w dyskusji pojawił się pomysł ograniczenia liczby asystentów zatrudnianych w kraju i zmuszenia europosłów do tworzenia etatów w Brukseli.
– Możemy pójść w kierunku wyznaczenia minimalnej liczby asystentów akredytowanych w Brukseli lub maksymalnej liczby tych zatrudnianych w kraju lub zdecydować się na oba rozwiązania. Decyzja musi być podjęta przez Biuro PE (przewodniczący, 14 wiceprzewodniczących oraz pięciu kwestorów – red.) – mówi nam dobrze poinformowany urzędnik PE.
Byłby to cios dla PiS, którego eurodeputowani oszczędzają na droższych asystentach w Brukseli i tworzą wiele etatów w kraju. Nieoficjalnie w PE zdziwienie budzi możliwość wykonywania trudnego mandatu europosła z pomocą zaledwie jednego, a czasem nawet żadnego asystenta na miejscu. Stąd pomysł, żeby tzw. asystentów akredytowanych, czyli przy PE, było przynajmniej dwóch.