Podczas wystąpienia na forum krajowego związku przemysłu prezydent Chin zwrócił się z osobistym apelem do najbogatszych. Chińskich miliarderów przybywa najszybciej ze wszystkich krajów świata, różnice stanu posiadania się pogłębiają, jednak wciąż trzeba dbać o odpowiednie maniery. Według Xi elita powinna dawać przykład, a nie stawać się obiektem drwin.
Nowobogackich w Chinach nazywa się "tuhao". Dosłownie oznacza to "ziemia" i "bogactwo", jednak tłumaczy się jako "dziadowsko majątek". Można się z nich śmiać, można im zazdrościć, ale wciąż to ich sektor prywatnej przedsiębiorczości odpowiada za stworzenie co najmniej 62 mln nowych miejsc pracy w ciągu ostatnich dwóch lat.
Zjawisko tuhao obecne jest w chińskiej świadomości od wieków, jednak w XXI wieku przypomniano sobie o nim dzięki jednemu z żartów zyskujących popularność w rodzimym serwisie Weibo. Pewien młody mężczyzna pytał buddyjskiego mnicha o to, dlaczego może być nieszczęśliwy. Twierdził, że jest bogaty, ale nie czuje się wewnętrznie dobrze. Gdy na polecenie mnicha określił swój majątek na miliony w banku i trzy mieszkania w centrum Pekinu, ten wyciągnął ochoczo rękę i wykrzyknął "Tuhao, zostańmy przyjaciółmi!". Świadomość szybkiego wzbogacenia miała przebijać się nawet przez religijną ascezę. W nowoczesnych Chinach tuhao staje się nawet czymś na kształt eksportowego produktu.
Korea Południowa za granicę wysyła swoje hity pop spod znaku Gangnam Style i dziesiątki telenoweli. Tzw. hallyu, nowa fala koreańskiej kultury przekłada się na konkretne zyski w krajowym budżecie. Chiny za granicami wysyłają innego emisariusza - pieniądze. Przed 3 laty 7 na 10 europejskich towarów luksusowych zostało kupionych przez Chińczyków i to za gotówkę. O tuhao robi się programy w zachodnich telewizjach, by lepiej zrozumieć istotę tego zjawiska.