Chodzi o iPhone'a należącego do Syeda Farooka, który w grudniu ubiegłego roku zabił 14 osób i ranił ponad 20 kolejnych. Zamachowcy — Farook działał wspólnie z żoną Tashfeen Malik — starannie zniszczyli wszystkie komputery i telefony oprócz służbowego iPhone'a. Zabójcy zostali zastrzeleni podczas policyjnego pościgu.
FBI uważa, że smartfon może zawierać ważne informacje o innych członkach siatki zamachowców. Agenci mają dowody na to, że ataki inspirowane były przez tzw. Państwo Islamskie. Tyle, że dostęp do tych informacji blokuje... hasło (PIN) do telefonu. Jeżeli agenci wpiszą je kilka razy niepoprawnie, zaszyfrowane dane zostaną skasowane.
Dlatego FBI chciało, aby inżynierowie Apple'a pomogli im się włamać do smartfona w taki sposób, aby nie uszkodzić danych. Tim Cook, szef Apple, stanowczo odmawiał, twierdząc, że naraziłoby to prywatność innych użytkowników smartfonów. Choć tłumaczenie to ma spore braki logiczne, Cook zgromadził wokół siebie grupę wspierających go firm — m.in. Facebooka i Google, którym nie w smak to, że oprócz nich również agenci mieliby dostęp do danych użytkowników.
FBI zdobyło decyzję Departamentu Sprawiedliwości oraz nakaz sądowy zmuszający Apple do pomocy w odblokowaniu telefonu. Apple to tych rozstrzygnięć się nie zastosowało. A inżynierowie firmy ogłosili, że wolą zrezygnować z pracy, niż pomóc FBI. Jeszcze w poniedziałek podczas premiery nowych gadżetów firmy Tim Cook przekonywał, że należy wyznaczyć rządowi granicę w dziedzinie zdobywania prywatnych informacji.
We wtorek przedstawiciele Departament Sprawiedliwości oraz specjalnie wynajęci do tej sprawy prawnicy Apple'a mieli się spotkać przed sądem federalnym i wymieniać argumenty. Ale zupełnie nieoczekiwanie strona rządowa poprosiła o... odłożenie rozprawy. Podczas weekendu zgłosiła się do nich instytucja lub osoba twierdząca, że umie odblokować komórkę terrorysty.