Opozycyjne Jabłoko zebrała w tej sprawie w rosyjskich regionach ponad 50 tys. podpisów. Niebawem zbiórka ma się rozpocząć w Moskwie i Petersburgu. Ugrupowanie domaga się, by władze zakończyły operację wojskową w Syrii oraz nie angażowały się w zagraniczne konflikty zbrojne. Tymczasem niezależne sondaże wskazują, że prawie połowa mieszkańców kraju popiera działania Kremla.
– Nie mamy złudzeń co do tego, że większość Rosjan znajduje się pod całodobowym wpływem propagandy. Ludzie nie wiedzą, jaką cenę płacimy za angażowanie się w zagraniczne wojny – mówi „Rzeczpospolitej" Siergiej Mitrochin, jeden z liderów partii Jabłoko. – Od kilku lat obserwujemy cięcia w budżecie na służbę zdrowia i edukację. Z kolei wydatki na armię, służby specjalne oraz policję cały czas rosną – dodaje.
Eksperci tej partii podliczyli, że w ciągu niespełna dwóch lat Moskwa na operację w Syrii wydała ponad 100 mld rubli (równowartość 7 mld złotych). Dla porównania tyle wynosi 1/5 rocznego budżetu polskiej armii.
Znany ekonomista i ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Rosyjskiej Akademii Nauk Aleksiej Arbatow uważa, że Kreml jest w stanie finansować operację w Syrii najwyżej jeszcze przez rok, a przedłużenie tej operacji spowoduje kolejne cięcia budżetowe.
Ale chodzi nie tylko o pieniądze. Od 30 września 2015 r., kiedy Władimir Putin na prośbę Baszara Asada wkroczył do Syrii, zginęło 34 rosyjskich żołnierzy – pilotów, żołnierzy sił specjalnych oraz doradców wojskowych. Rzeczywista liczba rosyjskich strat może być jednak o wiele większa, ponieważ dane są starannie ukrywane.