Kazimierz Cholewa, prezes Towarzystwa Parku im. Jordana, inicjator i fundator dębowego, ważącego niemal tonę krzyża, który został wywieziony z Błoń, zapowiada, że nie zrezygnuje z jego postawienia obok głazu upamiętniającego msze odprawiane przez Jana Pawła II podczas pielgrzymek. Planowanej na sobotę uroczystości poświęcenia tego symbolu chrześcijaństwa nie było, ale kilkudziesięciu zwolenników wzniesienia w tym miejscu krzyża pojawiło się na Błoniach o 19.00. Modlili się, przynieśli ze sobą cztery niewielkie krzyże i figurę Matki Bożej. Zbierali też podpisy pod tworzącym się Komitetem Obrony Krzyża.

- Wrócimy tu 18 maja, w rocznicę urodzin Ojca Św. — zapowiadają. — A krzyży będzie przybywać. Ten największy nie leży już na trawie za płotem, jak to było jeszcze w piątek. Służby miejskie, które usnęły wzniesiony tu w czwartek wieczorem monument, wywiozły go daleko od centrum miasta - twierdzi Kazimierz Cholewa. Wysłały też do niego pismo, by zabrał krzyż, bo inaczej będzie on zabezpieczony i przechowywany na jego koszt.

- Zniszczyli go i ukradli. Niczego nie zamierzam odebrać ani za nic płacić. Jeszcze będą mnie przepraszać - mówi prezes Towarzystwa Parku im. Jordana. I zapewnia, że krzyż postawiono tu legalnie. Miejski wydział architektury odmówił mu jednak zezwolenia na instalację krzyża, bo prace budowlane rozpoczęto przed ich zgłoszeniem do tego wydziału.

Rzecznik krakowskiej kurii ks. Robert Nęcek informuje, że póki pomysłodawcy nie zdobędą wymaganych pozwoleń, nie będzie uroczystości poświęcenia krzyża z udziałem reprezentantów kurii.

- Miasto postępuje tak jak za komuny. Wtedy też rekwirowano wiele rzeczy i "przechowywano" na nasz koszt - mówi Adam Macedoński, znany opozycjonista, który przed laty brał udział w walce o krzyż w Nowej Hucie. Nie wyklucza, że krakowskie Błonia mogą stać się kolejnym oświęcimskim żwirowiskiem. To tam, niedaleko obozu zagłady, Kazimierz Świtoń rozpoczął w 1998 roku akcję stawiania krzyży. Zanim zostały usunięte, stanęło ich tam ponad 300.