Kryzys migracyjny. Bieda i autorytaryzm pchają Latynosów do USA

Nawet ćwierć miliona emigrantów miesięcznie przekracza granicę między Meksykiem i Stanami Zjednoczonymi. To przede wszystkim efekt załamania gospodarek i demokracji w wielu krajach latynoskich.

Aktualizacja: 04.03.2024 06:23 Publikacja: 04.03.2024 03:00

W niebezpieczną drogę przez Rio Grande wybierają się całe rodziny

W niebezpieczną drogę przez Rio Grande wybierają się całe rodziny

Foto: AFP

Nie Syria i Ukraina, ale Wenezuela jest źródłem największej współczesnej fali migracji na świecie. Przed rządami Hugo Chaveza i Nicolasa Maduro uciekło do tej pory ponad 7 mln osób i ruch ten przybiera na sile. Mowa o kraju, który dwie dekady temu nie miał sobie równych w Ameryce Łacińskiej pod względem bogactwa. Zapewniały mu go największe rezerwy ropy na Ziemi. Dziś jednak za minimalną gwarantowaną pensję w sektorze publicznym można kupić jeden litr mleka, średnia emerytura odpowiada 4 dolarom miesięcznie, połowa ludności żyje w głębokiej nędzy, a inflacja (360 proc. w skali roku) jest najwyższa na świecie.

Czytaj więcej

Czy imigracja zdecyduje o wyniku wyborów prezydenckich w USA?

Jeszcze niedawno przytłaczająca większość nielegalnych migrantów, która starała się sforsować Rio Grande, pochodziła z Meksyku. Jednak w ubiegłym roku blisko 400 tys. z nich wywodziło się właśnie z Wenezueli. Paradoksalnie to po części efekt polityki prezydenta Bidena. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę i odcięciu dostaw energii z Rosji Biały Dom zniósł większość sankcji na eksport ropy z Wenezueli w zamian za przeprowadzenie przez Maduro wolnych wyborów prezydenckich w tym roku. Wiadomo jednak, że swojej części kontraktu wenezuelski dyktator nie wypełni. W ten sposób ostatnia szansa na obalenie znienawidzonego reżimu zniknęła. Wielu Wenezuelczyków postanowiło więc porzucić wszystko i szukać szczęścia w USA.

Meksyk, największe źródło nielegalnej imigracji do USA

Wciąż największym źródłem nielegalnej emigracji do Ameryki pozostaje Meksyk. O ile jednak dekadę temu chodziło głównie o samotnych mężczyzn, o tyle dziś w niebezpieczną drogę przez Rio Grande wybierają się całe rodziny. Aż 88 proc. ankietowanych jako główną przyczynę podaje przestępczość. Populistyczny, lewicowy prezydent Andres Manuel Lopez Obrador (AMLO) zapowiedział po dojściu do władzy, że ureguluje problem wojny z gangami narkotykowymi nie „kulami”, ale „uściskiem dłoni”. W praktyce spowodowało to, że wiele prowincji kraju, jak Michoacan czy Guerrero, pozostaje teraz pod pełną kontrolą takich organizacji przestępczych jak Sinaloa. Łącznie zatrudniają one już blisko 200 tys. osób. Wypracowując gigantyczne zyski na przemycie do USA takich narkotyków jak fentanyl, są bez trudu w stanie skorumpować policję, wymiar sprawiedliwości, administrację. W zeszłym roku w starciach gangów zginęło blisko 35 tys. osób. Wielu Meksykanów woli w tej sytuacji szukać szczęścia w USA, tym bardziej że pod rządami AMLO kraj zagłębia się w marazmie gospodarczym, a niezależne instytucje państw są osłabiane.

Trzecim wielkim źródłem imigracji do Ameryki pozostaje tzw. trójkąt północny: Honduras, Gwatemala i Salwador. Tu kontrola wielkich latyfundiów przez garstkę bogaczy od lat była źródłem niezwykłej polaryzacji dochodów i nędzy znacznej części społeczeństwa. Do tego doszło nowe rozdanie kart w handlu narkotykowym: po położeniu kresu wieloletniej wojnie domowej w Kolumbii i przejęciu kontroli przez rząd w Bogocie nad krajem główna droga przemytu zaczęła prowadzić z jednej strony przez Ekwador, ale z drugiej – Amerykę Środkową. Region staje się też w coraz większym stopniu ofiarą zmian klimatycznych: gwałtowne huragany pozbawiają ludność często niewielkich dochodów. Do tego doszły narastające problemy z demokracją. Kilka tygodni temu tryumfalnie został wybrany na drugą kadencję prezydent Salwadoru Nayib Bukele, który sam nazywa siebie „najbardziej przyjaznym dyktatorem świata”. Sukces zawdzięcza bezwzględnej walce z gangami, która co prawda przywróciła przynajmniej na jakiś czas minimalne bezpieczeństwo, ale kosztem wtrącenia do więzienia często bez wyroków 1,7 proc. ludności. Bukele obalał też jedna po drugiej niezależne instytucje państwa. Jego autorytarny styl rządzenia zaczyna znajdować naśladowców w innych krajach Ameryki Łacińskiej, w tym u prezydenta Bernardo Arevalo w Gwatemali, Gustavo Petro w Kolumbii czy Javiera Mileia w Argentynie.

USA, drugi największy hiszpańskojęzyczny kraj świata

Jednak do emigracji do USA pcha Latynosów nie tylko klęska gospodarcza i załamanie wolności, ale też przekonanie, że za Joe Bidena droga do Ameryki pozostaje zasadniczo otwarta. W kraju jest dużo miejsc pracy, a ci, którzy zostali zatrzymani na granicy, mogą liczyć na to, że z powodu paraliżu amerykańskiego systemu sądowego przez lata będą mogli legalnie żyć w USA w oczekiwaniu na odpowiedź na podanie o azyl.

Czytaj więcej

Donald Trump torpeduje porozumienie, bez którego nie będzie pomocy dla Ukrainy

W ten sposób USA przekształciły się w drugi, po Meksyku, hiszpańskojęzyczny kraj świata. Latynosi stanowią już 1/5 ludności – ok. 70 mln osób. Jeszcze na początku lat 70. XX wieku ta grupa etniczna liczyła ledwie 10 mln osób, 5 proc. amerykańskiego społeczeństwa.

Społeczeństwo
Rosjanie świętują Dzień Jedności Narodowej, choć mało kto wie dlaczego
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Społeczeństwo
„Przełomowa" decyzja IKEI to efekt tego raportu? Historycy wskazali jeszcze inne niemieckie firmy
Społeczeństwo
"Brat" słowem roku brytyjskiego słownika Collinsa. Dlaczego?
Społeczeństwo
Wszystkich Świętych 2024. Znani ludzie, którzy zmarli w ciągu ostatniego roku
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Społeczeństwo
Zabraknie studentów z Białorusi? Uderza w nich Łukaszenko i polska biurokracja