Poprzednie władze Polski były przeciwne paktowi migracyjnemu, nowy rząd uspokaja, że porozumienie to nie niesie dla nas żadnych zagrożeń. Jak jest naprawdę?
Dyskusja wokół kwestii migracji jest niezwykle upolityczniona, dlatego ciężko o rzetelną debatę. Pakt jest nastawiony na to, żeby rozwiązać problem, który Unia ma i będzie miała przez lata. Chodzi o przybywanie ludzi z zewnątrz, z krajów trzecich. Ideą paktu jest to, żeby wszystkie 27 krajów myślało o tym w skoordynowany, jednolity sposób. Są państwa leżące przy granicy Unii, na pierwszej linii przybywania migrantów, takie jak Polska i jej wschodnia granica, czy Włochy, Malta, Grecja, Francja, do których migranci napływają z południa. Są też kraje docelowe, czyli miejsca, do których imigranci chcą się dostać – to przede wszystkim Niemcy, Holandia czy Skandynawia. Ale są też takie kraje, w których prawie nie ma presji migracyjnej. Migracja jest zjawiskiem stałym, nie można odmówić ludziom prawa do przemieszczania się. Możemy jednak nią zarządzać mądrze i wspólnie. Trzeba więc osiągnąć maksymalnie dużą koordynację i współpracę rządów państw, których sytuacja jest zupełnie różna.
Czytaj więcej
UE chce odzyskać pełną kontrolę nad swoimi granicami i uporządkować strumień tych, którzy w Europie szukają lepszego życia.
Pomysł na przygotowanie takiego porozumienia powstał na skutek presji państw południa Europy. Czy pakt jest więc przystosowany do sytuacji, w której mamy wojnę w Ukrainie i nowe kierunki migracji?
Pakt jest efektem przede wszystkim kryzysu migracyjnego z lat 2015–2016, kiedy migracja nieregularna, czyli przekraczanie granicy w miejscach nielegalnych, np. przez morze, wzrosła dziesięciokrotnie. Z poziomu ok. 100 tys. osób rocznie do 1 mln w roku 2015. To zaskoczyło UE, a było jednym z następstw arabskiej wiosny i turbulencji politycznych w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Wnioski, które Unia wyciągnęła, rzeczywiście ze względu na presję państw z południa, czyli głównie Włoch, Francji, Hiszpanii, Grecji, dotyczą wszystkich krajów. Polska nie była poddana takiej presji, ale w wyniku wojny w Ukrainie to się zmieniło. Pojawili się uchodźcy z Ukrainy, ale także – ze względu na sytuację wytworzoną przez reżim na Białorusi – migranci zaczęli się przedostawać przez granicę polsko-białoruską. Unia doszła do wniosku, że nie można zostawiać takich państw samym sobie, bo one sobie nie poradzą, kiedy liczba uchodźców dramatycznie wzrośnie. Dlatego zawarto porozumienie polityczne, że wszystkie 27 krajów w takiej sytuacji działa razem. Przede wszystkim te kraje, i to jest rozwiązanie kontrowersyjne, mają możliwość zamknięcia granicy.