To jest śmierć symboliczna. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia zmarła w wieku 77 lat Viviane Lambert, której syn, Vincent Lambert, postawił kraj przed fundamentalnym pytaniem: czy człowiek może decydować, kiedy położyć kres tak dniom własnym, jak i swoich najbliższych.
Ofiara wypadku samochodowego w 2008 roku, przez 11 lat żył już tylko w stanie wegetatywnym. Jego matka, głęboko wierząca katoliczka, rozwinęła szeroką kampanię, aby utrzymać za wszelką cenę funkcje życiowe syna. Ale inaczej chciała jego żona, brat i siostra. Wskazywali na opinie lekarzy, że Vincent nigdy już nie wróci do przytomności. To na ich korzyść ostatecznie zdecydował sąd. Większość Francuzów wówczas uznała, że sprawę powinno uregulować państwo. Odejście Viviane Lambert przypomniało im o tamtym dylemacie.
Spotkanie z Franciszkiem
Bo też przypadek Vincenta Lamberta, choć wyjątkowo dramatyczny i nagłośniony, w żadnym wypadku nie jest odosobniony. Przeciwnie.
Czytaj więcej
Lekarz, który pomógł w samobójstwie, jest gotów iść do unijnego Trybunału.
– Postęp medycyny jest dziś taki, że w około 40 proc. zgonów, przede wszystkim osób o zaawansowanych chorobach nowotworowych i krążenia, o momencie śmierci decyduje lekarz – mówi „Rz” Yvon Englert, były rektor Universite Libre de Bruxelles (ULB), jeden z autorów ustawy o legalizacji eutanazji w Belgii, który sam wielokrotnie uczestniczył w operacjach zakończenia życia pacjentów.