„Jesteśmy za zwiększeniem obecności kobiet w radach nadzorczych, ale nie sądzimy, aby należało czynić to za pomocą przepisów prawnych” – takiej treści list wysłała ostatnio w imieniu rządu Szwecji do Brukseli Nyamko Sabuni, minister ds. równości płci (gender equality). Podobne obiekcje zgłosiło już dziewięć innych krajów, m.in. Wielka Brytania, Czechy, Węgry czy Holandia, która słynie z regulacji ułatwiających kobietom funkcjonowanie w społeczeństwie na równych prawach.
Szwecja już od dziesiątków lat znana jest doskonale z osiągnięć w dziedzinie równouprawnienia. Symptomatyczne, że właśnie ten kraj dołączył do grona sceptyków regulacji przygotowywanych przez komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding, wiceprzewodniczącą KE. Opracowywane przez nią propozycje sprowadzają się do wprowadzenia do 2020 roku 40-proc. kwoty dla kobiet w radach nadzorczych spółek notowanych na giełdzie. Nie ma to dotyczyć firm zatrudniających mniej niż 250 pracowników i o obrotach wynoszących poniżej 50 mln euro rocznie.
Reding się nie uda
Szczegóły ujrzą światło dzienne na przełomie października i listopada. Potem zajmie się nimi Komisja Europejska oraz Parlament Europejski, który już dwukrotnie domagał się kwot dla kobiet.
– Nie sądzę, aby pani Reding udało się tym razem przeforsować swe opinie – przekonuje „Rz” Erik Scheller, bliski współpracownik minister Nyamko Sabuni. Tłumaczy, że Szwecja nie ma nic przeciwko zwiększeniu liczby kobiet w radach nadzorczych, ale za niedopuszczalne uznaje wymuszanie tego rodzaju działań na spółkach i właścicielach firm, gdyż jest to równoznaczne z zewnętrzną ingerencją w bezpośrednie zarządzanie przedsiębiorstwem. Podobne praktyki doprowadziły wprawdzie w Norwegii do 40 proc. udziału kobiet w gremiach zarządzających spółkami, ale wiele z nich opuściło giełdę, aby wymknąć się spod kontroli prawa w tym zakresie.
Zdaniem Schellera znacznie lepszy jest model duński, gdzie same spółki podejmują zobowiązania dotyczące damskiego kontyngentu.
W Szwecji uchodzącej za wzór godny do naśladowania w sprawach równouprawnienia udział kobiet w radach nadzorczych nie przekracza 20 proc. przy średniej unijnej wynoszącej 13,7 proc. W Polsce jest to 11,8 proc. Przy tym Szwecja jest pierwszym w historii krajem, którego rząd składał się w 1998 roku w większości z kobiet. Było ich wtedy 11 na dziewięciu mężczyzn. Szwecja była też wtedy „najbardziej równouprawnionym państwem świata – zarówno w relacjach między płciami, jak i pod względem podziału na bogatych i biednych” – zapisano w raporcie ONZ. Od tego czasu Szwecji dorównały takie kraje, jak Islandia czy Norwegia i Holandia.
Szwecja jest też krajem, w którym szczególna troska o prawa kobiet prowadzi niekiedy do zaskakujących rezultatów. Z opracowania KE wynika, że spośród 23 badanych krajów w Szwecji notuje się największy wskaźnik gwałtów, bo aż 46,5 na 100 tys. mieszkańców. Nie wynika to ze szczególnie brutalnych charakterów męskich, lecz zmian w ustawodawstwie.