Działająca w Teksasie firma Lavabit ogłosiła, że czasowo zawiesza możliwość korzystania z jej usług polegających na szyfrowaniu przesyłanych maili, tak aby były "niewidzialne" dla systemów kontroli - właśnie takich jak ujawniony przez Snowdena amerykański system PRISM. Ladar Levison, właściciel firmy podjął walkę prawną o odwołanie zakazu wysyłania szyfrowanych maili, ale wolał nie narażać się na oskarżenie z paragrafu o "naruszaniu bezpieczeństwa narodu amerykańskiego". Według ustawodawstwa przyjętego jeszcze ze za prezydentury George'a W. Busha (Homeland Act) w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa USA możliwe jest zawieszanie pewnych praw obywatelskich (w tym przypadku tajemnicy korespondencji).
Z podobnymi kłopotami boryka się inna firma Silent Ci-rcle, która umożliwiała prowadzenie poufnych, praktycznie niemożliwych do podsłuchania rozmów i czatów internetowych.
Kilka dni temu w środowisku internetowym pojawiły się też informacje o utrudnionym działaniu sieci Tor (to rodzaj skutecznie kodowanej "sieci w sieci"). Wprawdzie żaden przedstawiciel administracji amerykańskiej nie potwierdził tego, ale internauci podejrzewają, że za zamknięciem kilku serwerów tej międzynarodowej sieci mogą stać amerykańskie służby specjalne.
Podejmowane przez NSA (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego USA) kroki uzasadniane są tym, że Edward Snowden przebywając na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo był w stanie komunikować się ze swoimi przyjaciółmi właśnie za pomocą szyfrowanych połączeń. Takich tłumaczeń nie przyjmują obrońcy wolności słowa, uważający że sprawa Snowdena to tylko pretekst dla rozciągnięcia kontroli państwa na wszelkie sfery życia.
Protestują tez obrońcy praw człowieka na całym świecie, którzy wskazują, że Tor albo usługi takiej jak Lavabit umożliwiały kontakt ze światem poddawanym represjom dysydentom i opozycjonistom w krajach takich jak Chiny, Birma czy Kuba. - Nasze służby specjalne mogą wysłać teraz gratulacje szefom NSA - napisał gorzko pewien chiński internauta.