– Muszą być osobne urny i komisje wyborze – mówi Lech Gajzler dyrektor zespołu prawnego i organizacji wyborów w Krajowym Biurze Wyborczym.
Na pomysł, by oba referenda odbyły się w tym samym terminie wpadł prezydent miasta, Rafał Dutkiewicz. Chce on, by w tym samym dniu, gdy Polacy będą decydować o jednomandatowych okręgach wyborczych, wrocławianie dodatkowo wypowiedzieli się czy są za budową metra, czy powinno ograniczyć się ruch w centrum, czy powinny być organizowane w mieście duże imprezy sportowe i kulturalne. Czwarte pytanie na dziś jest jeszcze otwarte.
Urzędnicy z Wrocławia mają świadomość, że muszą powoływać osobne komisje. – W większości przypadków postaramy się, aby komisje obu referendów mieściły się w tym samym budynku. Zwykle są to szkoły, przedszkola, przychodnie. Liczymy na dobrą frekwencję. Wierzymy, że mieszkańcy z chęcią wypowiedzą się o przyszłości miasta – mówi Marcin Garcarz, dyrektor departamentu prezydenta we wrocławskim ratuszu. Według jego wyliczeń referendum będzie kosztować miasto ok. 800 tys. zł.
Dyr. Garcarz przyznaje, że może być problem z obsadzeniem podwójnych komisji wyborczych. – Liczę, że poradzimy sobie z tym – dodaje urzędnik. Podkreśla, że ratusz już wystąpił do różnych organizacji, by wskazali osoby na członków komisji referendalnych.
Zdaniem politologa dr Jarosława Flisa, podwójne referendum na pewno wpłynie na podwyższenie frekwencji wyborczej. – Ale może być tak jak w Krakowie, podczas wyborów do europarlamentu, że część wyborców weźmie udział w tylko jednym, bliższym im głosowaniu – mówi dr Flis. Jego zdaniem fakt, że w Polsce trzeba urządzać dwie oddzielne komisje dla dwóch głosowań, które odbywają się tego samego dnia to kompletna aberracja. – W Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie i wybory do osiedlowej rady szkolnej są organizowane nie tylko w tej samej komisji, ale na tej samej karcie do głosowania – tłumaczy politolog.