Zazwyczaj wygląda to tak: na pierwszy ogień idą wojenne koszmary, potem dzieci z wadami genetycznymi i łzy ich rodziców, do tego pozbawione domów ofiary tsunami, a na koniec materiał, jak w lecie chłodzić się przy fontannie.
Natłok drastycznych zdjęć w mediach sprawia, że widz przestaje na nie reagować. Wrażenie, że uczestniczy w ważnych społeczno-politycznych wydarzeniach i współczuje ofiarom tragedii, staje się coraz bardziej iluzoryczne. Susan Sontag już w latach 70. pisała o zjawisku narkomanii obrazu, o tym, że media uzależniają odbiorców od coraz mocniejszych dawek. Podkreślała, że „fotografia zaangażowana uczyniła równie wiele dla uśpienia sumień, co dla ich rozbudzenia". Antropolog Geoffrey Gorer epatowanie cierpieniem uznał za jeden z ważniejszych rysów zachodniej kultury, dla tego zjawiska ukuł zapadającą w pamięć nazwę „pornografia śmierci".
Do krytyki dołączali pisarze. „Słyszałam historię o zagranicznym reporterze telewizyjnym, który znalazł się przypadkiem w pewnej bośniackiej wiosce i zapłacił pozostałym przy życiu mieszkańcom 200 marek niemieckich za ułożenie porozrzucanych zwłok w zgrabny stos, tak by je mógł sfotografować – pisała Dubravka Ugrešić w 1993 roku, tworząc przejmujący i sarkastyczny zarazem obraz kultury kłamstwa, której zasięg już wtedy daleko wykraczał poza Bałkany, a fotografia była jej stałym składnikiem. „Nie bardzo zdając sobie sprawę, gdzie jest, ani kto jest kto, zrobił przejmujący reportaż z masakry, jakiej dokonali Muzułmanie na Serbach. Tyle że zwłoki były muzułmańskie".
Powódź bez wody
Choć od krytycznego eseju Sontag minęło ponad 30 lat, wystawy fotografii prasowej wciąż stawiają na krew, pot i łzy, przyciągając tłumy. Zwycięskie zdjęcie ostatniego World Press Photo? Piękna Afganka z nosem odciętym przez porzuconego męża. Grand Press Photo? Walka o krzyż pod Pałacem Prezydenckim i wściekła pięść demonstranta zaciśnięta w hołdzie ofiarom tragedii. Oba te zdjęcia więcej mówią o portretowanych narodach, niż narody te chciałyby o sobie usłyszeć. Tyle że mówią to językiem agresji.