Anna Nowacka-Isaksson: Medycy chcą asysty policji

Coraz częściej wezwanie karetki może oznaczać zagrożenie dla jej personelu.

Publikacja: 07.12.2021 02:00

Anna Nowacka-Isaksson: Medycy chcą asysty policji

Foto: Adobe Stock

Gdy ratownicy medyczni wzywani są na miejsce strzelaniny i transportują ranną ofiarę w karetce, to zdarza się, że prześladują ich samochody aż do szpitala – opowiada Kicki Forslund, pielęgniarka ambulansu. – Najgorzej jest, gdy dochodzi do groźnych sytuacji i nie ma policji na miejscu – wyznaje. – Nigdy bowiem nie wiadomo, czy zamieszani w strzelaninę nie będą jeszcze chcieli kończyć swoich krwawych porachunków. Gdyby zaczęli mierzyć bronią palną w karetki, to nie jesteśmy w ogóle chronieni. I to jest przerażające – podkreśla. Jej kolega, ratownik medyczny Ulf Wallen, mówi o swoich doświadczeniach w pracy pełnej gróźb, presji i szantażu. Kiedyś na skutek gróźb musiał się najpierw zająć na miejscu pacjentem, co wymusił na nim pewien mężczyzna, a nie wymagającą natychmiastowej pomocy dźgniętą parokrotnie nożem ofiarą gangsterskich porachunków.

O sytuacji pracowników karetek alarmował poseł partii Centrum Allreza Akhondi. We wniosku w parlamencie postulował, by ratownicy medyczni mogli otrzymywać informację o adresie, pod który jadą, czy jest bezpieczny. Na tej samej zasadzie co policja, która zanim wyruszy w teren, może zawsze sprawdzić, czy na miejscu dochodziło do przemocy i gróźb. Gdy się okaże, że tak było, może zachować większą ostrożność i poprosić o wsparcie. Kiedy jednak pod ten sam adres udaje się personel medyczny, to się ich nie ostrzega, ponieważ SOS Alarm (szwedzka spółka publiczna, która prowadzi numer alarmowy 112 ) nie może udostępniać znanych i niebezpiecznych adresów – argumentował poseł Akhondi. – To oznacza – podkreślał – że ratownicy medyczni mogą trafić do kogoś, kto wcześniej zaatakował nożem personel ambulansu i ma zamiar to powtórzyć. Dlatego ważne jest, by pozwolić na oznaczanie ryzykownych adresów i niebezpiecznych pacjentów – zaznaczył.

Czytaj więcej

Anna Nowacka-Isaksson: Wysoka cena humanitaryzmu

W regionie Sztokholm przeciętnie w tygodniu notuje się więcej niż jedno zgłoszenie, gdy personel ambulansów został narażony na groźby i przemoc. Najwięcej meldunków tego rodzaju ma Malmö z liczbą 149 zgłoszeń.

Z raportów kilku spółek zajmujących się działalnością karetek wynika, że ich personel naraża się na pobicie, pogoń z bronią i pocięcia nożem. Najpoważniejsze incydenty przekazywane są Urzędowi ds. Bezpieczeństwa i Higieny Pracy. Między rokiem 2016 a 2021 zanotowano dwukrotny wzrost zgłoszeń do władz w całym kraju. Nasilenie przypadków agresji tłumaczy się pandemią koronawirusa.

Postulaty dostępu do niebezpiecznych adresów głosi również związek zawodowy pracowników karetek oraz związek pielęgniarek, położnych i biomedycznych analityków. Do tej pory nie udało się jednak ich spełnić, ponieważ przeszkodą jest ogólne rozporządzenie o ochronie danych, dlatego SOS Alarm nie ma prawa rejestrować wrażliwej informacji. Dostęp do niej posiada policja w celu ścigania sprawców i w tym przypadku działa ustawa o krajowym rejestrze karnym. Jest ona oparta na dyrektywie Unii Europejskiej dostosowanej do szczególnych potrzeb władz zwalczających przestępczość.

Sprawa może jednak ma szansę na rozwiązanie, ponieważ administracja opieki zdrowia regionu sztokholmskiego opowiada się za rozpatrzeniem możliwości dostępu pracowników medycznych ambulansów do bazy danych, którą dysponuje policja.

Uważa również, że zespołom medycznym karetek powinno się umożliwić także wgląd do systemu danych o diagnozach i chorobach pacjentów i jaki wpływ mogą one wywierać na nich. To ułatwiłoby dokonanie analizy ryzyka przed wyruszeniem na misję ratowniczą.

Związki zawodowe i sami pracownicy ambulansów powołują się także na argument, że dzięki otrzymaniu informacji, że misja może przybrać niebezpieczny obrót, spółka SOS Alarm mogłaby do pacjenta wysłać równocześnie funkcjonariuszy policji.

Autorka jest dziennikarką, wieloletnią korespondentką „Rzeczpospolitej" w Szwecji

Gdy ratownicy medyczni wzywani są na miejsce strzelaniny i transportują ranną ofiarę w karetce, to zdarza się, że prześladują ich samochody aż do szpitala – opowiada Kicki Forslund, pielęgniarka ambulansu. – Najgorzej jest, gdy dochodzi do groźnych sytuacji i nie ma policji na miejscu – wyznaje. – Nigdy bowiem nie wiadomo, czy zamieszani w strzelaninę nie będą jeszcze chcieli kończyć swoich krwawych porachunków. Gdyby zaczęli mierzyć bronią palną w karetki, to nie jesteśmy w ogóle chronieni. I to jest przerażające – podkreśla. Jej kolega, ratownik medyczny Ulf Wallen, mówi o swoich doświadczeniach w pracy pełnej gróźb, presji i szantażu. Kiedyś na skutek gróźb musiał się najpierw zająć na miejscu pacjentem, co wymusił na nim pewien mężczyzna, a nie wymagającą natychmiastowej pomocy dźgniętą parokrotnie nożem ofiarą gangsterskich porachunków.

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Ostrożnie z tym mobbingiem
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Rzecz o prawie
Jarosław Gwizdak: Sądowe podróże kształcą
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Szukając lidera
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Nie mylić kancelarii z cyrkiem
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Rzecz o prawie
Paweł Rygiel, Andrzej Kadzik: Dialog receptą na kryzys
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku