W chwili rozpoczęcia lockdownu kraje europejskie wybierały między dwiema opcjami. Pierwszą było podniesienie zasiłku dla bezrobotnych w nadziei, że w końcu znajdą jakieś zajęcie, drugą – płacenie firmom za utrzymanie kadr przynajmniej na papierze, by zapobiec masowym zwolnieniom. Drugi pomysł wydawał się lepszym wyjściem. Ale trzeba zwrócić uwagę na różnicę między rynkami pracy – w Stanach Zjednoczonych pracownik jest chroniony znacznie gorzej niż w Europie, może stracić pracę w każdej chwili. Europejskie programy pomocowe chwilowo zapobiegły więc podniesieniu poziomu bezrobocia, natomiast w USA maju wyniosło ono 13,3 procent, co oznacza że od marca do maja przybyło w Stanach kilkadziesiąt milionów bezrobotnych.