Od kwietnia banki muszą sprawdzać, badając zdolność kredytową, czy klient wytrzyma spłatę przy stopie referencyjnej równej bieżącemu poziomowi plus jeszcze 5 pkt proc. (wcześniej bufor wynosił 2,5 pkt). Dziś oznacza to symulowaną stopę ponad 10 proc. Skutki szybkich podwyżek stóp (z 0,1 proc. w październiku do 6 proc. obecnie) i regulacyjnej tamy widać w postaci kilkudziesięcioprocentowych spadków popytu na kredyty i sprzedaży mieszkań.
Dlatego Polski Związek Firm Deweloperskich skierował do przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego apel o rewizję wydanej w marcu rekomendacji S, która nakazała bankom surowiej oceniać zdolność kredytową. Organizacja podkreśliła w liście, powołując się na kwietniowe analizy PKO BP, że zdolność kredytowa Polaków zmniejszyła się w ciągu roku o ponad połowę, przy czym za około dwie trzecie ubytku odpowiada sam wzrost stóp, a za resztę rekomendacja.
Obniżenie buforów
PZFD argumentuje, że obecny bufor jest za wysoki i niepotrzebnie oraz przesadnie dusi popyt, bo ostatni raz stopę referencyjną rzędu ponad 10 proc. mieliśmy w latach 2001–2002. Zdaniem organizacji ryzyko podwyżki stóp do takiego pułapu jest znikome.
Według PZDF, dla kredytów opartych na zmiennej stopie wystarczający byłby bufor 3 pkt proc., z kolei w przypadku kredytów opartych na okresowej stałej stopie należałoby całkowite znieść lub przynajmniej obniżyć bufor do 1 pkt proc. W tej chwili banki pożyczają według stopy rewidowanej najczęściej co pięć lat. PZFD podkreślił, że w praktyce ryzyko utraty zdolności do spłacania zobowiązań po okresowej podwyżce stóp jest niskie, a w ostatniej pięciolatce przeciętne wynagrodzenie wzrosło o jedną trzecią.