Od dwóch lat mniej więcej co pół roku odbywają się w Polsce jakieś wybory. W październiku 2018 r. mieliśmy wybory samorządowe, wiosną 2019 r. do europarlamentu, jesienią 2019 r. do Sejmu i Senatu, teraz prezydenckie. W każdej kampanii ważną rolę odgrywa kościelna ambona. Za każdym razem w tych samych schematach. A to jakiś kandydat napisze list, który ksiądz życzliwie z ambony odczyta, a to wpuści na nią samego kandydata lub bliskiego mu współpracownika, by przemówił do elektoratu. Kiedy w mediach pojawi się oburzenie, reakcja ze strony KEP też jest mniej więcej w tym samym stylu. Ustami swojego rzecznika Episkopat przekonuje, że ambona nie jest miejscem na uprawianie polityki, a wpuszczanie na nią polityków jest co najmniej niestosowne. Burza na czas jakiś cichnie, ale potem wraca ze zdwojoną mocą.
Tylko w poprzednim tygodniu mieliśmy do czynienia z trzema przypadkami wykorzystania Kościoła w polityce. Najpierw był list posła Jana Dziedziczaka, pełnomocnika rządu ds. Polonii i Polaków za granicą, do misjonarzy, w którym wskazywał na zalety rządów Zjednoczonej Prawicy i wzywał do „pełnej mobilizacji". List rozesłał sekretariat KEP ds. misji.
W niedzielę podczas uroczystości w sanktuarium w Rokitnie wojewoda lubuski odczytywał list Andrzeja Dudy do uczestników tej uroczystości. I jeszcze wicepremier Jadwiga Emilewicz przemawiająca w trakcie mszy w kaplicy na Jasnej Górze.
Wcześniej byli jeszcze biskup Długosz ze swoimi porównaniami premiera Mateusza Morawieckiego i ministra Łukasza Szumowskiego do ewangelistów, ksiądz z Podkarpacia, który modlił się o to, by Bóg sprawił, „aby wszyscy zagłosowali na prezydenta Andrzeja Dudę", działacze PiS z Olsztyna, którzy zamówili mszę w intencji wygranej kandydata tej partii. Tego typu przykłady można byłoby mnożyć właściwie w nieskończoność.
Za moment – tak jak przed każdymi wyborami – przewodniczący KEP napisze specjalne przesłanie, w którym przeczytamy, że Kościół jest apolityczny, nie utożsamia się z żadną partią polityczną, a każdy ma prawo głosować tak, jak mu sumienie podpowiada. Problem w tym, że obserwując poczynania polityków na kościelnych ambonach, nikt już w to specjalnie nie wierzy. Świadome, cyniczne podklejanie się rządzących pod Kościół, wykorzystywanie naiwności duchownych, ale też brak u tych ostatnich umiejętności odmowy utrwalają przekonanie, że Kościół popiera PiS. I jak z tym pogodzić twierdzenie, że Kościół jest wspólnotą ludzi o różnych poglądach politycznych?