Wojna w Ukrainie odziera ze złudzeń tych, którzy liczyli na szybką modernizację tego kraju. Teraz już z dużą pewnością można założyć, że nie będzie ona na pewno szybka. A to, w jaki sposób uda się Ukrainę odbudować, na nieszczęście dla przesiąkniętego krwią swoich obywateli kraju, zależeć będzie nie od niej samej, ale od aktualnego układu sił w Europie. Mówiąc bardziej precyzyjnie, wynikać to będzie z tego, na ile istotne okażą się nowe potrzeby energetyczne i globalne wyzwania. W tym wszystkim jest tylko jeden problem, stary jak świat – wojna.
Starsze pokolenia zamieszkujące tereny Europy Wschodniej zwykły mawiać, nauczone swoim ciężkim, życiowym doświadczeniem, że cokolwiek by było, będzie dobrze, byleby wojny nie było. To stwierdzenie przez wiele lat było swoistą odpowiedzią na rozmaite zaniedbania i zaniechania. Co z tego, że nie ma tego czy owego, jak jest pokój! W tym powtarzanym motcie ukryte jest drugie dno. Przekazywane prawdy starszego pokolenia następnym, ich nawyków, które pozwoliły im przetrwać gorsze czasy, współcześnie może utrudniać adaptację do nowych wyzwań.
Czytaj więcej
O strategii międzynarodowej pomocy dla odbudowy Ukrainy, o wyzwaniach i ryzykach piszą kanclerz Niemiec oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej.
Teraz, gdy już powiedzenie to nie ma żadnej mocy sprawczej, bo wojna już jest, objawia się jego prawdziwa intencja. Wojna oznacza brak zasad, szerzącą się przemoc i nijakość, przyzwolenie na stan wyjątkowy i bezbronność wobec różnych sytuacji, które trudno jest w jakikolwiek sposób prognozować. Stracone zostały nadzieje na pozbycie się traumy po II wojnie światowej.
Największym „wygranym” w tej wojnie będzie ten, kto zechce zarządzać ludzkim strachem, bez konieczności budowania poczucia bezpieczeństwa. Jak to się ma do kraju, który po 2014 r. i pierwszej inwazji Rosji przyśpieszył reformy i doprowadził do decentralizacji państwa? Ile z tej modernizacji zdołało przetrwać i przetrwa do końca inwazji?