Bogaci nigdy nie odpoczywają, są opętani przez pieniądze. Nienawidzą takiego trybu życia i nie mogą się od niego wyzwolić. Cały czas chcą mieć więcej, więc nie dosypiają, nie odpoczywają, rzadko widują dzieci i żonę. Ciągle im za mało, ale są chwile, że takie życie ich przytłacza. Czują się samotni. Dobrze im tak!
Pocieszeniem dla ludu płynącym z kart książki jest pustka życia bogaczy i ich rodzin. Pieniądze nie dają szczęścia. Jakaż ulga dla tych, którzy ich nie mają. Cierpią żony miliarderów, dzieci i oni sami. Czasami się tłuką, a potem fałszywie, choć promiennie, uśmiechają się do otoczenia. A w ogóle, to są wyjątkowe chamy. Choćby ten, który w knajpie wrzeszczy do kelnera: „Jak się podaje, k…?” To jest wino?” „Może u ciebie na wsi pije się szczyny”.
Karykatura prawdziwego życia
Miliarderzy są zabobonni. Jeden z nich zainwestował miliardy w Azji w ropę naftową. Wróż mu powiedział, że tam jest. Niestety, pomylił się i miliarder zbankrutował. Można wysunąć z tego praktyczną radę: lepiej dobierać wróżki.
Pani Izabela, żona jednego z najbogatszych miliarderów, właśnie się z nim rozwodzi. Opisuje rozkosze ciała, jakich sobie ludzie pieniądza nie szczędzą. „Panowie od czasu do czasu wynajmowali doświadczonego organizatora orgii seksualnych, to facet na co dzień mieszkający w Belgii i on za duże pieniądze robi imprezy na wynajmowanych jachtach. Wszystko prywatnie, prostytutki obu płci, kokaina, alkohol”. Jej mąż ma tak wypalony przez narkotyki mózg, że kiedyś nie wyłączył monitoringu i wszystko się nagrało. Bardzo się przyda przy rozwodzie. Pani Sylwia traktuje sprawę filozoficznie. „Pieniądze, a zwłaszcza ogromne pieniądze, robią nieodwracalne zmiany w psychice człowieka. Taki człowiek musi się gdzieś wyżyć”.
I tak to idzie od początku do końca. Od brylantów jak kurze jaja przez torebki za wiele milionów, napędzane kokainą orgie z prostytutkami na pokładzie jachtów, chciwość, oszustwa i wypaloną przez pieniądze pustkę wewnętrzną. Normalni ludzie muszą czuć pogardę wobec takiego chłamu, bardzo wrażliwi mogą im tylko współczuć. W ponad 320-stronicowej książce zabrakło kilku kartek na próbę objaśnienia, po co ta pasożytnicza klasa w ogóle istnieje i co poza tymi obrzydlistwami robi. To, że biznes buduje domy dziecka, wspiera kulturę, finansuje różne szlachetne akcje filantropijne – nie obchodzi autorki i wydawcy.
Mamy karykaturę prawdziwego życia. Mętne informacje, liczby i fakty niezgodne z rzeczywistością, ale o tym czytelnicy nie wiedzą. Odłożą tę książkę ze złością i będą oczekiwać, żeby rząd osuszył to bagno. A rząd słucha suwerena, więc z dodatkową energią przykręci śrubę przedsiębiorcom. Dzięki temu jeszcze przez kilka pokoleń będziemy jeździć do pracy za granicę, gdzie biznes jest szanowanym, uprzywilejowanym sposobem na życie.
Dziurka w szczelnym płocie
Autorka nie była i nie jest częścią tego towarzystwa, które tak ironicznie oraz pogardliwie opisuje. Usiłuje zajrzeć doń przez dziurkę w szczelnym płocie. Kłopot tylko z tym, że dziurka jest mała i w innym płocie. Coś tam widzi, resztę sobie wyobraża. Widzi więc w ludziach biznesu prostactwo, chciwość, chamstwo i nicość moralną. Kilku opisywanych jest trochę łagodniej, ale większość to chłam. Godny pogardy, jakże odmienny od uczciwych ludzi, którym niekiedy brakuje pieniędzy na chleb.
Książka mocno wpisuje się w chętnie prezentowane publicznie negatywne opinie o przedsiębiorcach i wspiera zawiść, jaka ich otacza. Politycy wymyślają coraz to nowe przepisy, które mają ich bogactwo zmniejszyć, a życie – utrudnić. Na niesprawność naszego państwa nakłada się odziedziczony jeszcze z komuny obyczaj polowania na „prywaciarza”. Dla urzędników jest zwierzyną, na którą nie ma okresu ochronnego. Wielomiesięczne kontrole, aresztowania przed kamerami tv, nielogiczne, ciągnące się latami procedury niszczą przedsiębiorców i szkodzą gospodarce.
Tych ludzi powinniśmy szanować i popierać we własnym interesie. Cokolwiek produkują, tworzą pieniądze. Gdyby nie było tych wyśmiewanych dziwaków, którzy na wakacjach kilka razy dziennie dzwonią do firmy, gdyby nie wysiłek milionów wielkich, średnich, małych i tych mikroskopijnych przedsiębiorców, żylibyśmy gorzej. Tak, jak w większości państw dawnej komuny, skąd przyjeżdżają do nas biedacy – i cieszą się, że tu zarabiając, mogą utrzymać rodziny.
W każdej grupie zawodowej można znaleźć ludzi mądrych, szlachetnych, skłonnych do pomocy innym. Są też inni, godni drwiny i pogardy. W portrecie środowiska biznesu fabrykowanym przez Monikę Sobień-Górską są tylko ci inni. Pewno trochę zarobi na tej publikacji. Życzę jej, żeby kiedyś sama znalazła się w grupie, która opisuje. Wówczas dowie się i zrozumie znacznie więcej.
Autor
Tadeusz Jacewicz
Były korespondent zagraniczny, komentator, wydawca magazynu „High Living”