Reklama
Rozwiń

Andrzej Łomanowski: Kreml i Biden. Obrazić się czy udawać, że nic się nie stało

Moskwa zareagowała wściekłością na krótką wypowiedź Joe Bidena. Ale ekonomiści przestrzegają przed kolejnym konfliktem z USA.

Aktualizacja: 20.03.2021 08:36 Publikacja: 18.03.2021 18:48

Kreml tak naprawdę nie wie, co sądzić o wypowiedzi Bidena i jak na nią reagować.

Kreml tak naprawdę nie wie, co sądzić o wypowiedzi Bidena i jak na nią reagować.

Foto: AFP

„Czy z tym krajem łżywych kłamców i chamów można o czymś poważnym rozmawiać?" – obraził się w imieniu prezydenta Putina jeden z czołowych rosyjskich imperialistów Witalij Tretiakow.

Lakoniczna odpowiedź Amerykanina „Hmm, tak" na pytanie, czy uważa Władimira Putina za zabójcę, doprowadziło rosyjskich polityków do paroksyzmów wściekłości. Część odrzuca rady własnych amerykanistów i domaga się zamrożenia stosunków między oboma krajami, ograniczenia ich do „spraw czysto technicznych", a nawet obniżenia rangi przedstawicielstwa dyplomatycznego. To ostatnie oznaczałoby, że rosyjski ambasador, który w sobotę pojedzie „na konsultacje" do Moskwy, nie wróciłby już do Waszyngtonu.

Aktywistom rządzącej partii Jedna Rosja rozesłano już instrukcje, by wszędzie (w mediach, sieciach społecznościowych) atakowali amerykańskiego prezydenta. „Bezsilna wściekłość", „starczy marazm", „demencja" – to określenia, jakich powinni używać wobec 78-letniego Bidena. Część z rządzących polityków jednak wydaje się być rozczarowana zachowaniem Amerykanina, tak jakby liczyli na kolejny „reset" w stosunkach rosyjsko-amerykańskich (najwyraźniej uważając go już za stały zwyczaj nowych prezydentów USA).

Ale oficjalny Kreml zachowuje się wstrzemięźliwie. Ambasadora z Waszyngtonu na przykład nie „wezwano na konsultacje" – jak nakazuje dyplomatyczny zwyczaj. Jedynie „zaproszono go, by przeanalizować sytuację". Takie opisanie podróży dyplomaty do niczego Moskwy nie zobowiązuje, a na pewno nie do odwoływania go na stałe.

Kreml bowiem tak naprawdę nie wie, co sądzić o wypowiedzi Bidena i jak na nią reagować. Jeśli to miałby być element świadomej polityki amerykańskiej, znaczyłoby, że Moskwa utraciła przewagę, jaką jej dawała dotychczasowa bezczelność. Pod rządami Putina to ona pierwsza zaczynała konflikty z Zachodem, a potem łaskawie godziła się na ich zakończenie.

Częściowe wyjaśnienie Moskwa otrzyma już w przyszłym tygodniu, gdy Waszyngton ogłosi swoje kolejne sankcje przeciw niej. Rosyjskie ministerstwo finansów nie wykluczyło, że tym razem mogą one objąć obligacje państwowe. Według informacji Rosjan obecnie co czwarty ich nabywca jest cudzoziemcem.

– Znajdziemy rozwiązanie, znajdziemy – kilkakrotnie zapewniał minister finansów Anton Siłuanow, ale chyba nikogo nie przekonał. Więcej nadziei rządowi ekonomiści pokładają we wzroście cen ropy i gazu na światowych rynkach, ale to cały czas za mało w stosunku do potrzeb.

Obecny dylemat rządzących najlepiej ujął ekonomista Siergiej Guriew: „I co, teraz będą spychaczami miażdżyć telefony Apple'a?" (tak, jak władze robią z żywnością nielegalnie wwiezioną z Zachodu i skonfiskowaną).

Na razie więc prezydent Putin odpowiedział prezydentowi Bidenowi jedynie (jak śmiesznie by to nie brzmiało): „Kto się przezywa, sam się tak nazywa".

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Ucieczka Romanowskiego to początek problemów PiS
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Magdeburg. Nowy rozdział historii terroru
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Andrzej Duda pasuje do MKOl
Publicystyka
Kryzys polityczny wokół ministra Wieczorka zatacza coraz szersze kręgi
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Publicystyka
Jan Zielonka: Co przyniesie następny rok?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku