Obrońcy wolności z Placu Czerwonego

Seweryn Blumsztajn i jego towarzysze apeluje do rosyjskich przyjaciół o powstrzymanie "siejących wrogość ekstremistów" po obu stronach.

Publikacja: 14.11.2013 14:26

Obrońcy wolności z Placu Czerwonego

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Zawsze uważałem, że naiwność (a przynajmniej to, co się dziś naiwnością nazywa) to raczej (a nawet zdecydowanie) cecha dobra niż zła. Bo czy nie lepiej mieć wiarę w dobro człowieka i ufność w jego dobre intencje niż cynicznie i chłodno podejrzewać wszystkich o niecne zamiary?  Istnieją jednak pewne granice tej wiary, poza którą dość łatwo narazić się  śmieszność. Podejrzewam, że taką granicę mógł przekroczyć Seweryn Blumsztajn i jego Towarzystwo Dziennikarskie.

Towarzysze z Towarzystwa, po niedawnych wzajemnych polsko-rosyjskich atakach na ambasady, wystosowali bowiem do "kolegów i przyjaciół" niezwykle pięknie brzmiący list, który jednak czytając trudno się nie uśmiechnąć.

Drodzy Koledzy i Przyjaciele,

(...)

Nie pozwólmy, by wrogowie wolności, praw człowieka i demokracji nadawali ton w stosunkach pomiędzy naszymi społeczeństwami. Powstrzymajmy dalszą eskalację nienawiści, zastępując ją pozytywną licytacją życzliwości.

Choć nie jesteśmy sprawcami poniedziałkowej napaści na ambasadę Rosji w Warszawie, przepraszamy Was za ten incydent, który został już zdecydowanie potępiony przez władze Polski. (...) Konflikt, którego przejawem były oba ataki na przedstawicielstwa dyplomatyczne, nie ma charakteru narodowego. To nie Polacy walczą z Rosjanami, a wrogowie wolności z jej obrońcami. W tej walce uważamy Was, Koledzy i Przyjaciele, za sojuszników. Prosimy, byście wy też tak nas traktowali. Tylko wspólnie możemy zatrzymać siejących wrogość ekstremistów.

I faktycznie, trudno by się było nie zgodzić z tym szlachetnym listem, gdyby nie jeden, zbijający z tropu problem: kim są ci "koledzy i przyjaciele", do których adresowany jest list, a którzy okazują się być obrońcami wolności atakowanymi przez jej wolności? Czy chodzi o gnębionych przez Kreml Narodowych Bolszewików, jedna z największych pozaparlamentarnych partii opozycyjnych, (których członkowie podobno dopuścili się ataku na ambasadę)? Czy może wręcz przeciwnie - zwolenników Putina, tego słynnego rosyjskiego liberała, który powstrzymał narodowobolszewickich wrogów wolności? A może chodzi o Aleksieja Nawalnego, bohaterskiego lidera demokratycznej opozycji antykremlowskiej, który jednak podejrzanie sceptycznie wyraża się o zamieszkujących Rosję imigrantach z Kaukazu,określając się na dodatek mianem "umiarkowanego nacjonalisty"?

Obawiam się, że jeśli rzeczywiście "nie pozwolimy, by wrogowie wolności, praw człowieka i demokracji nadawali ton w stosunkach pomiędzy naszymi społeczeństwami", nie zostanie nam wielu "kolegów i przyjaciół" by te stosunki prowadzić. No cóż. Zawsze można pograć w szachy z Garrim Kasparowem.

Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem