Ekspertki od prawa mody przeanalizowały specjalnie dla „Rzeczpospolitej” umowy, jakie agencje modelek podpisują z osobami, które marzą o karierze w branży high fashion. Wnioski? Kontrakty naszpikowane są klauzulami korzystnymi dla silniejszej strony – czyli agencji.
Słaba pozycja
– Umowy modelingowe, stanowiąc mieszaną umowę o współpracy, w zdecydowanej większości oparte są na nierówności modeli względem agencji reklamowych – przyznaje dr hab. Marlena Jankowska-Augustyn z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego, współorganizatorka konferencji „Prawo designu i mody. Kreowanie produktu”, nad którą „Rzeczpospolita” objęła patronat.
Prawniczka wylicza, że kontrakty w branży modowej rzadko są negocjowalne, choć narzucają modelowi szereg nieustalonych wcześniej obowiązków i kosztów.
– Model, powierzając agencji dbanie o rozwój i organizowanie swojej kariery, podpisuje „cyrograf na życie i wizerunek” w znaczeniu takim, że przykładowo wyjście z relacji prawnej łączącej go z agencją może okazać się nader kosztowne, bolesne i trudne – mówi wprost profesor Jankowska-Augustyn.
– Rzeczywiście, umowy agencyjne miewają charakter wyjątkowo jednostronny, przyznając szeroki wachlarz uprawnień agencji i troszcząc się o ochronę jedynie jej interesów. Natomiast prawa modela bywają mocno ograniczane bądź opisywane są niezwykle lakonicznie i wąsko – wtóruje jej Agnieszka Warmuzińska, aplikantka adwokacka, która sama działa w branży modelingowej.