Niezadowolony zespół jest wtedy jak noworoczna skrzynka z fajerwerkami: wystarczy iskra, a wybuchnie wielki pożar. Wystawna kolacja w najmodniejszej restauracji, loteria z atrakcyjnymi wygranymi czy – nie daj Boże! – wielki bal tylko nasilą rozgoryczenie. Trudno się dziwić, że ludzie, aby uniknąć tej farsy, dezerterują na chorobowe. Poza tym w wielu firmach christmas party to ciągle impreza wysokiego ryzyka. Mało która potrafi z klasą wybrnąć z pomieszania konwencji. Lepiej śpiewać kolędy przy choince i dzielić się opłatkiem czy balować do rana w hotelu na Mazurach? Zamawiać smażonego karpia i śledzia czy raczej zaprosić do baru na orzeszki i sex on the beach?
– Christmas party to prawdziwy mutant – mówi Miłosz Brzeziński, psycholog zajmujący się biznesem. – Ludzie na takim spotkaniu są zestresowani, bo nie wiedzą, co im wolno. Czy jest to raczej wigilia, czy jednak raczej party. To jest jak z Halloween, gdzie z jednej strony mamy zadumę nad grobami, a z drugiej święto dyni. Stoimy w rozkroku między polską i zachodnią tradycją – dodaje.
Ta ostatnia idzie do nas głównie z Wielkiej Brytanii. Dla Anglików firmowa gwiazdka to temat rzeka – planuje się ją przez cały rok i wspomina przez kilka miesięcy. Dlaczego? Z badań firmy consultingowej Croner wynika, że co druga taka impreza kończy się bójką lub awanturą, na co trzeciej ktoś jest molestowany seksualnie, a aż na jednej na pięć zdarzają się wypadki. Ich lista jest długa: zwichnięcia nóg i urazy kręgosłupa (głównie podczas szaleństw na parkiecie), skaleczenia potłuczonym szkłem, oparzenia gorącymi napojami, zatrucia nieświeżym cateringiem i – przede wszystkim – alkoholem. Fantazja pracowników w okresie przedgwiazdkowym rzeczywiście nie ma granic. O
rganizacja RoSPA (The Royal Society for the Prevention of Accidents) opracowała nawet poradnik dla organizatorów firmowych gwiazdek, który ma im uświadomić niebezpieczeństwa, na jakie narażeni są wtedy pracownicy. Trzeba na przykład poważnie przemyśleć to, jak ozdabia się wtedy biuro. Porażenia prądem spowodowane przez zepsute lampki choinkowe lub alergia na lateksowe balony zdarzają się ponoć częściej, niż nam się wydaje, a w samej tylko Wielkiej Brytanii około tysiąca osób rocznie jest poszkodowanych przez... przewracającą się choinkę. Ryzykowne jest też rozkręcanie imprezy w open-space pełnym biurek i regałów z dokumentami. Jeśli pracownicy się rozbawią, mogą zacząć tańczyć na stołach, a na ważnych kontraktach stawiać talerze z sałatką. Wiele gwiazdkowych szaleństw nie uchodzi na sucho.
Według organizacji zrzeszającej HR-owców, Chartered Institute of Personnel and Development, co dziesiąty pracownik zna kogoś, kto został ukarany albo wręcz wyrzucony z firmy po tym, co zrobił na świątecznej imprezie. Zwykle „ofiary gwiazdki” chcą odreagować całoroczny stres alkoholem. Potem zbiera im się na odwagę i wygarniają szefowi albo postanawiają wreszcie spróbować swoich szans u koleżanki. I tak radosne świętowanie kończy się skandalem, pozwem o molestowanie seksualne albo wymówieniem.
Do anglosaskiego rozmachu w celebrowaniu firmowej gwiazdki jeszcze nam daleko. Co nie znaczy jednak, że gafy, awantury, skandale i wypadki nie zdarzają się przy tej okazji i w polskich firmach. Największym błędem jest uleganie złudzeniu, że wszyscy – tak jak my – bawią się świetnie. Otóż nie. Niektórzy tylko obserwują. Na drugi dzień chętnie przypominają, kto z kim za mocno przytulał się w tangu, a kto powiedział do pani prezes „skarbie”.