Tekst ukazał się w "Rzeczpospolitej" 28 czerwca 2021 roku
Andżelika Borys straciła wolność 23 marca. Wtedy w grodzieńskim mieszkaniu szefowej nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) przeprowadzono rewizje, spreparowano zarzuty i oskarżono o „podżeganie do nienawiści". W świetle białoruskiego prawa może zostać skazana nawet na 12 lat więzienia.
– Jesteśmy częścią społeczeństwa, które dzisiaj przeżywa trudne czasy i ewidentnie przyszła kolej na nas. Ale nigdzie stąd się nie ruszam, mimo wszystko – mówiła „Rzeczpospolitej" Andżelika Borys kilka dni przed aresztowaniem. Przypominała, jak w 2007 roku białoruskie służby podrzucały jej na granicy narkotyki, przekłuwano jej opony w samochodzie i przez lata szykanowano. Teraz przebywa w jednym z najgorszych więzień na Białorusi.
Cela dla kobiet
W przepełnionych celach aresztu nr 8 w Żodzinie (50 km na wschód od Mińska) przebywa nawet po kilkanaście aresztowanych kobiet. Nie każdej starcza miejsca na metalowej konstrukcji, którą trudno nazwać łóżkiem. Część musi spać na podłodze lub na ławkach, jeżeli starczy miejsca. O godzinie 6 strażnicy więzienni każą zwijać materac, pozwalają się położyć dopiero o 22. W małym pomieszczeniu szczególnie dotkliwe są upały, niektóre uwięzione na dodatek palą papierosy.
– W więzieniu nie bili, ale psychicznie wykańczali bardzo. Człowieka traktują tam jak bydło. Strażnicy odzywali się w bardzo chamski sposób, jak do zwierzyny. Musiałyśmy spać na zmianę, bo dla dwóch kobiet zawsze brakowało miejsca. Dlatego bardzo się martwię o Andżelikę – relacjonuje swój pobyt w więzieniu w Żodzinie Irena Biernacka, szefowa ZPB w Lidzie.