– Taką ingerencję już widzieliśmy ze strony Rosji w licznych wyborach, także w Polsce. Farmy trolli, finansowane przez Kreml, na Twitterze czy w innych mediach społecznościowych to jest coś, z czym współczesne demokracje muszą się mierzyć już dzisiaj – powiedziała Biejat, pytana o to, czy nie obawia się zewnętrznej ingerencji w wybory prezydenckie.
Dopytywana o możliwość zablokowania platformy X (dawnego Twittera) przed wyborami, Biejat odpowiedziała, że „to jest dyskusja, którą powinniśmy odbyć – na temat tego, jak X wpływa na naszą demokrację”. – Ale nie tylko X, bo to nie jest tylko X. Przypominam, że wczoraj pojawiły się informacje, że Facebook, Meta przestanie ograniczać treści polityczne i przestanie też kontrolować wiarygodność tych treści – zaznaczyła.
Czytaj więcej
Idąc szlakiem platformy X także koncern Meta zapowiada, że jego serwisy jak Facebook czy Instagram zmniejszą liczbę moderatorów treści. Media w USA zauważają, że to efekt zmiany władz i powrotu Donalda Trumpa na stanowisko prezydenta.
Kandydatka wskazała na dwuznaczność takiego podejścia ze strony Mety. – Z jednej strony powinnam się cieszyć, bo Facebook przestanie mi ciąć zasięgi i będzie mi łatwiej dotrzeć do wyborców, ale z drugiej strony oznacza to również brak kontroli nad fake newsami, nad szerzeniem dezinformacji, nad próbą wpływania na nasz proces demokratyczny przez różne osoby, kraje, instytucje z zewnątrz – tłumaczyła.
Magdalena Biejat: Elon Musk jest przykładem szczególnie skrajnym
W kontekście możliwych zarzutów o cenzurę treści w sieci, Biejat zaznaczyła, że „musimy wyważyć między wolnością słowa, która jest absolutną wartością, o którą powinniśmy zawsze walczyć i o którą powinniśmy dbać, a pozwoleniem na szerzenie kłamstw i manipulacją naszą debatą publiczną”. Podkreśliła, że temat ten jest przedmiotem dyskusji na całym świecie. – Rozwiązanie nie jest proste, bo o tym debatuje Ameryka i cała Europa. W tej chwili pojawiają się pomysły, też w Australii czy w Nowej Zelandii, żeby blokować poszczególne aplikacje – wskazała.