Rok w dyplomacji: Długi cień Jarosława Kaczyńskiego

W niewielu obszarach PiS pozostawił takie spustoszenie jak w polityce zagranicznej. Przez rok udało się to jednak tylko częściowo naprawić.

Publikacja: 15.10.2024 05:23

Premier Polski Donald Tusk i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski

Premier Polski Donald Tusk i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski

Foto: PAP/Paweł Pasternak

„Zawsze kibicujemy naszym w Europie. Pozdrawiam ze stadionu Legii!!” – napisał 3 października na platformie X uśmiechnięty od ucha do ucha Radosław Sikorski. Tweet zebrał blisko 5,5 tysiąca polubień, ale niekoniecznie pochodziły one z oddalonej o kilkaset metrów Ambasady RFN, gdzie właśnie trwały obchody Dnia Jedności Niemiec, święta narodowego naszego zachodniego sąsiada. Tu, podobnie jak za rządów PiS, wśród blisko 1,5 tysiąca zaproszonych gości trudno było dostrzec jakiegoś znaczącego przedstawiciela polskich władz. Nadzieja na przełom w relacjach polsko-niemieckich po odsunięciu ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego od władzy jakby prysła. 

Zaraz po przejęciu rządu Donald Tusk wyraźnie unikał spektakularnych gestów pokazujących, że głęboki kryzys w relacjach z Berlinem mamy za sobą. Obawiał się, że w oczach znacznej części elektoratu to tylko potwierdzi tezy nachalnej propagandy PiS, że tak naprawdę premier służy niemieckim interesom. W ten sposób lider PO wpadł w pułapkę, z której nigdy nie zdołał się wydostać Kaczyński: polityka zagraniczna pozostała przynajmniej w jakiejś mierze zakładnikiem polityki krajowej, sondaży.

– Mnie nie interesuje, czy mam rację, czy nie. Ja muszę wygrać następne wybory – mówił Tusk do jednego ze swoich współpracowników w trakcie omawiania nowej polityki unijnej. 

Czytaj więcej

Pedro Sánchez wysadza Hiszpanię. Polaryzacja pustoszy kraj

Za parawanem Trójkąta Weimarskiego Donald Tusk chciał odbudować relacje z Niemcami. Emmanuel Macron ten plan storpedował

Z drugiej jednak strony szef rządu, który jako były przewodniczący Rady Europejskiej ma jak mało kto bogate doświadczenie w kwestiach integracji, zdaje sobie doskonale sprawę, że poprawa relacji z Berlinem jest konieczna. Tego wymaga podstawowy interes bezpieczeństwa kraju: gdy Donald Trump może już za kilka tygodni wrócić do Białego Domu, Polska musi mieć pewność, że nie pozostanie sama wobec agresywnej Rosji. A to mogą zapewnić tylko dobre relacje z Niemcami.

Sposobem na wyjście z tego pata miało być odrodzenie Trójkąta Weimarskiego. Za tym parawanem można było spokojnie odbudowywać relacje z Niemcami. W lutym szef rządu najpierw poleciał więc nad Sekwanę, a dopiero w drodze powrotnej zatrzymał się nad Szprewą. Ta konstrukcja nie wytrzymała jednak próby czasu, gdy latem Emmanuel Macron popełnił katastrofalny błąd, przedwcześnie rozwiązując parlament. Rząd Michela Barniera nie ma dziś większości i pozostaje na łasce Marine Le Pen. O żadnych inicjatywach ze strony Francji mowy być nie może. Współpraca weimarska znów pozostała tylko na papierze. 

Ale podobnie jak w przypadku Francji poprawę relacji z Niemcami blokuje też słabość Olafa Scholza. Stała się ona szczególnie widoczna po spektakularnych sukcesach skrajnie prawicowej AfD w Turyngii, Saksonii i Brandenburgii. Ale i wcześniej, w lipcu, polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe, które udało się zorganizować w Warszawie po raz pierwszy od sześciu lat, skończyły się medialną porażką. Tuż przed spotkaniem „Süddeutsche Zeitung” ujawnił to, co miało pozostać ścisłą tajemnicą obu krajów: kanclerz planuje przekazać 200 milionów euro na wypłaty dla kilkudziesięciu tysięcy ostatnich żyjących jeszcze ofiar nazistowskiej okupacji. W zestawieniu z 1,5 biliona euro reparacji, o jakie 1 września 2022 roku Kaczyński wystąpił do Berlina, wyglądało to fatalnie. I to nawet jeśli z góry było wiadomo, że przywódca PiS nie ugra u Niemców ani jednego euro. 

Tusk odrzucił więc niemiecką ofertę. Uznał też, że nie służy mu występowanie u boku Scholza. Kanclerz nie otrzymał więc zaproszenia do udziału w 85. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, choć w Berlinie wyraźnie tego oczekiwano. Nie udało się też skonkretyzować celnego pomysłu wiceszefa MSZ Marka Prawdy, aby niejako w zamian za reparacje Niemcy zainwestowały we wzmocnienie polskiej obrony, która będzie przecież także i dla nich zabezpieczeniem przed rosyjskim imperializmem. Na agendzie dwustronnych relacji znów zaczęła królować żenująca (niemal 80 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej!) dyskusja o budowie w Berlinie pomnika poświęconego nieżydowskim ofiarom III Rzeszy na terenie naszego kraju. 

Polityka europejska Donalda Tuska niewiele się zmieniła od czasów PiS. Ale dziś wszystkie stolice Unii są mniej lub bardziej eurosceptyczne

Obok relacji z Niemcami to w stosunkach z Brukselą oczekiwano największej zmiany w polityce koalicji demokratycznej. Tu bilans wygląda zdecydowanie lepiej. Na plan pierwszy wysuwa się decyzja szefowej Komisji Europejskiej o uwolnieniu blisko 60 miliardów euro pożyczek i preferencyjnych kredytów w ramach KPO. To była nagroda za pokonanie przez Tuska nacjonalistycznego populizmu i pokazanie drogi wielu innym krajom Unii, które stają w obliczu podobnego zagrożenia. Europejska egzekutywa, która jest przede wszystkim organem politycznym, miała pełne prawo do takiego rozstrzygnięcia. I to nawet jeśli zostało podjęte na podstawie obietnic nowej ekipy w Warszawie, z których wiele nie zostało do dziś spełnionych za sprawą blokady prezydenta Andrzeja Dudy. Wyrazem aprobaty dla takiej strategii von der Leyen przez unijne stolice było wygaszenie procedury z art. 7 traktatu o UE w sprawie łamania reguł praworządności. 

Tym jednym ruchem Polska przestała być w Brukseli kojarzona z Węgrami Viktora Orbána i Słowacją Roberta Ficy, wyrzutków Wspólnoty. Mogła zacząć grać w lidze największych. Tyle że polityka europejska nowego rządu zmieniła się zaskakująco mało w stosunku do tej prowadzonej przez poprzedników. Tusk nawet zaostrzył kurs w sprawach migracyjnych, sięgając po sprzeczne z konwencją genewską „zawieszenie” prawa do ubiegania się przez cudzoziemców o azyl. Nasz kraj pozostał też przeciwnikiem starań o powstrzymanie zmian klimatycznych (Zielony Ład). To już jednak tak nie razi, bo podobny kurs obrało wiele innych państw Wspólnoty, w tym Francja. Gdy na horyzoncie rysuje się groźba przejęcia Pałacu Elizejskiego przez Marine Le Pen, starania o ratowanie środowiska muszą zejść na drugi plan. W podważaniu podstaw integracji Niemcy poszły zresztą znacznie dalej, przywracając wbrew zapisom porozumienia z Schengen kontrole na granicach czy wcześniej uruchamiając (wbrew regulacjom równej konkurencji) ogromne wsparcie państw dla krajowych przedsiębiorstw. Krótko mówiąc: gdy nikt nie pcha integracji, i hamulcowych za bardzo nie widać.

W jednym obszarze polityki unijnej nastąpił jednak zasadniczy zwrot. To kwestie obrony. Gdy Duda widzi w Trumpie zbawcę, Tusk szuka kolejnej, obok relacji z Niemcami, polisy ubezpieczeniowej na wypadek, gdyby miliarder zaczął wycofywać się z gwarancji bezpieczeństwa dla Europy w ramach NATO. Tyle że inaczej niż Macron polski premier uważa, że priorytetem są dziś wspólne zakupy broni przez Europejczyków, a nie ich produkcja na terenie Wspólnoty. Powód jest jasny: Francja jest daleko od Rosji i ma czas, Polska z Rosją graniczy, więc potrzebuje uzbrojenia już teraz. Spektakularna rozbudowa polskiej armii ma spowodować, że rosyjska inwazja stanie się tak kosztowna dla Moskwy, że będzie nieopłacalna. I to nawet gdyby Amerykanie nie przyszli nam z odsieczą. 

Jeszcze jedną polisą ubezpieczeniową na wypadek zwycięstwa Trumpa jest wzmożona współpraca, jaką rząd Tuska podjął z krajami skandynawskimi i bałtyckimi. Ich przywódcy co prawda nie występują ze wspólnymi inicjatywami. Jednak regularnie konsultują się przed unijnymi szczytami, a ich polityka wobec Rosji jest niemal całkowicie zbieżna. To ma zastąpić upadek Wyszehradu, którego nie udało się uniknąć, skoro Budapeszt i Bratysława nie tylko obrały kurs na autorytaryzm, ale i współpracę z Moskwą. 

Czytaj więcej

Wybory w USA. Zdecydować może jeden głos

Joe Biden nie zaprosił Polski na – ostatecznie odwołany – szczyt w bazie Ramstein w sprawie Ukrainy. Zapewne chciał uniknąć spotkania z Andrzejem Dudą

Kluczowym testem dla polityki zagranicznej prowadzonej przez Tuska i Sikorskiego będzie jednak ewentualny powrót Trumpa do Białego Domu. Ożyją wówczas nadzieje PiS na powrót do władzy. Okaże się też, jaki wpływ ma Polska na ewentualne rokowania między Waszyngtonem i Moskwą w sprawie pokoju w Ukrainie. To będzie godzina prawdy, która pokaże, czy Polska faktycznie już gra na boisku wielkich europejskich potęg.

Na razie Polsce nie udało się wpłynąć na zachodnie potęgi, aby zezwoliły Ukraińcom na nieograniczone użycie przeciw Rosji pocisków dalekiego zasięgu. W znacznym stopniu, aby utrzymać wysokie poparcie w sondażach, Tusk postawił natomiast na ostrzu noża w relacjach z Kijowem kwestię rozliczenia za Wołyń. Można mieć wątpliwości, czy to słuszna strategia w chwili, gdy Ukraińcy toczą śmiertelny bój z Rosją. Tym bardziej że nowy polski rząd sam nie zdecydował się na powrót do rozliczenia innego trudnego rozdziału historii: udziału poszczególnych Polaków w Holokauście. Być może Tusk uznał, że z Beniaminem Netanjahu i tak o pojednaniu z Izraelem nie ma co marzyć. Pozostaje cieszyć się mianowaniem nowego ambasadora w Tel-Awiwie. 

Przez ten rok Duda robił, co mógł, aby utrudniać zadanie Tuskowi na polu dyplomacji. Blokował mianowanie nowych ambasadorów, choć jest oczywiste, że szef rządu musi mieć zaufanych ludzi w głównych stolicach kraju. Prezydent, który myśli już o tym, co będzie robił po opuszczeniu pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, poszedł jednak na całość. Do tego stopnia, że zapewne starając się uniknąć jego obecności, Joe Biden nie zaprosił kilka dni temu przedstawiciela Polski na szczyt w bazie w Ramstein w sprawie Ukrainy (do spotkania w końcu i tak nie doszło, bo prezydent USA pojechał na zniszczoną przez huragan Florydę). To miara tego, jak wyglądałaby nasza polityka zagraniczna, gdyby PiS był wciąż u władzy. 

„Zawsze kibicujemy naszym w Europie. Pozdrawiam ze stadionu Legii!!” – napisał 3 października na platformie X uśmiechnięty od ucha do ucha Radosław Sikorski. Tweet zebrał blisko 5,5 tysiąca polubień, ale niekoniecznie pochodziły one z oddalonej o kilkaset metrów Ambasady RFN, gdzie właśnie trwały obchody Dnia Jedności Niemiec, święta narodowego naszego zachodniego sąsiada. Tu, podobnie jak za rządów PiS, wśród blisko 1,5 tysiąca zaproszonych gości trudno było dostrzec jakiegoś znaczącego przedstawiciela polskich władz. Nadzieja na przełom w relacjach polsko-niemieckich po odsunięciu ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego od władzy jakby prysła. 

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Polityka
Sondaż: Jak żyje się Polakom rok po wyborach? Jest ścisły podział partyjny
Polityka
Sondaż: Czego Polacy oczekują od rządu? Jeden postulat łączy wyborców koalicji i opozycji
Polityka
Precedens Zbigniewa Ziobry
Polityka
Chwedoruk: Rok po wyborach rząd Tuska dostaje prolongatę do następnej klasy