Mali w maju 2021 r., Burkina Faso we wrześniu 2021 r., Niger w lipcu 2023 r.: kolejne kraje Sahelu padły ofiarą zamachów wojskowych. Za każdym razem ich sojusznikiem okazał się Kreml, najpierw poprzez Grupę Wagnera, a potem już podporządkowany bezpośrednio rosyjskiemu ministerstwu obrony tzw. Korpus Afrykański. Z Moskwy przyjechali instruktorzy, broń, amunicja, ale przede wszystkim elitarne jednostki wojskowe zdolne ochronić junty, które świeżo doszły do władzy.
Jest to szczególnie bolesne w skutkach dla dawnej potęgi kolonialnej tej części Afryki, Francji. Jeszcze z inicjatywy François Hollande’a kraj utrzymywał tam misję wojskową od 2013 r., której celem była z jednej strony stabilizacja reżimów demokratycznych, a z drugiej powstrzymanie grup terrorystycznych powiązanych z Al-Kaidą i tzw. Państwem Islamskim. Jednak pod koniec zeszłego roku Paryż wycofał swoje jednostki z ostatniego kraju regionu, Nigru. Nad Sekwanę musiał nawet wrócić francuski ambasador.
Czytaj więcej
Pod patronatem Kremla powstał wojskowy alians trzech antyfrancuskich państw.
W tym samym czasie nigeryjski dyktator Omar Tchiani poszedł w ślady wojskowych z Mali i Burkina Faso i wypowiedział umowę o stacjonowaniu amerykańskiej misji stabilizacyjnej liczącej 1,5 tys. żołnierzy. W całym regionie Sahelu pozostała już tylko szczątkowa – 160 żołnierzy, z czego 130 to Hiszpanie – jednostka Unii (EUTM) w malijskiej stolicy Bamako. Jednak w zeszłym tygodniu kwalifikowaną większością głosów Rada UE zdecydowała o ich powrocie do kraju do 18 maja. Nawet Francja była za.
Bieda i przemoc napędzają imigrację z Afryki do Europy
To daje potężny instrument nacisku na Europę Putinowi. Fatalna sytuacja gospodarcza, eksplozja demograficzna, ocieplenie klimatu, ale także skorumpowane reżimy spowodowały, że miliony mieszkańców Sahelu są gotowe ruszyć do Europy w poszukiwaniu lepszego życia. Ten szlak migracyjny w znacznym stopniu kontroluje teraz Moskwa, tym bardziej że utrzymuje bliskie relacje z generałem Chalifą Haftarem, który opanował wschodnią część Libii. To Kreml w znacznym stopniu doprowadził do wielkiej fali uciekinierów w 2015 r. poprzez bombardowania Syrii. Z tamtego kryzysu Europa tak naprawdę nigdy do końca się nie podniosła: jego efektem jest m.in. umocnienie się skrajnej prawicy w Niemczech (AfD), która przyjaznym okiem patrzy na politykę Kremla. Putin mógłby w korzystnym dla siebie momencie ponowić takie uderzenie migracyjne, tym razem z Sahelu.