W poniedziałek o 16.30 rząd premiera Mateusza Morawieckiego ma zostać zaprzysiężony w Pałacu Prezydenckim. Nikt w PiS nie ma wątpliwości, że w głosowaniu w Sejmie (o ile do niego dojdzie) ten rząd nie zdobędzie większości. – Tu chodzi o coś innego. O prezentację gabinetu, który będzie sygnałem dla części elektoratu, że PiS się zmienia, a przynajmniej próbuje zmiany – mówi nasz dobrze poinformowany rozmówca z PiS. Jak wynika z naszych informacji, plan dotyczący zaprzysieżenia i powołania nowego gabinetu został zaakceptowany przez najwyższe władze partii, z prezesem Kaczyńskim na czele, który jednak sam do rządu nie wejdzie.
Czy to wszystko ma polityczny sens? PiS i jego liderzy konsekwentnie po wyborach budują narrację – wygraliśmy – mówi nam Michał Kabaciński, były poseł, a obecnie PR-owiec. – Cel tej narracji jest jeden: wyborcy, a głównie ci najwierniejsi, muszą mieć poczucie budowania legendy. Na końcu to te złe partie zjednoczone wokół PO nie chcą dobrej władzy PiS i wolą Donalda Tuska. To oczywiście nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale twardy elektorat potrzebuje paliwa, aby przetrwać przy partii przez czas bycia w opozycji – mówi nam Kabaciński.
Czytaj więcej
- Tam nie będzie pierwszoplanowych polityków. To będzie rząd składający się głównie z ekspertów -...
Bez Ziobry, z kobietami
Kto zasiądzie w nowym gabinecie? Z naszych rozmów wynika na przykład, że do stanowiska minister klimatu i środowiska jest typowana Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, obecnie pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej.
Taki właśnie ma być nowy gabinet – bez czołowych nazwisk spośród liderów PiS, ale z nazwiskami mniej znanymi opinii publicznej. PiS – jak słyszymy – stawia na kobiety, osoby młodsze, częściowo spoza partii.